stycznia 28, 2019

Kentarou Miura - Berserk tomy 3 & 4

Kentarou Miura - Berserk tomy 3 & 4

stycznia 28, 2019

Kentarou Miura - Berserk tomy 3 & 4



W porównaniu z pierwszymi dwoma tomami, które były... no nie wiem o czym, ale zdecydowanie przedstawiały popierdoloną wizję autora, te już się przedstawiają lepiej. Pomijając początek trzeciego tomu, w którym zakańcza się zaczęta poprzednio historia. I dopiero od trzeciego tomu powinna się manga zacząć! Nie rozumiem idei początków, a jeśli ktoś kupił - współczuję. 

Dopiero tutaj, ale, uwaga!, bo dopiero na 185 stronie historia się zaczyna. STO OSIEMDZIESIĄTEJ PIĄTEJ, czaicie? Fakt, że po rozpoczęciu się właściwej historii, jedna wstecz wydaje się mieć większy sens lub przynajmniej jakieś nawiązanie... Nie zmienia to jednak faktu, że kolejność jest jakaś po chuju.

Urodzony z martwego, powieszonego truchła swej matki Guts zostaje przygarnięty przez najemników i wychowywany przez Sis. Niestety ta ginie, a winą zostaje obarczony mały Guts. Od samego początku odtrącany, popychany, traktowany jak gówno, zyskuje opiekuna w postaci Gambina. Obwiniany za wszystkie nieszczęścia Guts, uważany jest za przeklętego, ale mimo wszystko wciąż walczy, trenuje i stara się.

Wydarzenia przedstawione w tych dwóch (powinnam powiedzieć jednym i 40 stronach) tomach, dają nam jako takie pojęcie, o tym, dlaczego Guts jest taki, a nie inny, jak go to wszystko ukształtowało i wpłynęło na niego. Mam szczerą nadzieję, że następne tomy utrzymają klimat i ciąg dalszy historii, bo zaczęłam się w nią wciągać. 

Dodatkowo, w porównaniu z pierwszymi tomami, tutaj jest już jakiś tekst, bohaterowie coś mówią i to nawet z sensem. Pominę ich seksualność, którą autor stawia na bardzo nierównym poziomie, czasem wręcz się zastanawiamy, czy dana postać to chłopak, czy dziewczyna... Manga wskakuje na jakiś normalniejszy poziom i czyta się ją prawie z przyjemnością, ale do końca nie wiem, co mi tutaj nie pasuje. Chyba główny bohater... 

A propo niego. Czy tylko mi się wydaje, że wygląda jak Kapitan Planeta po przejściach...?


Tytuł: Berserk
Tytuł oryginału: Berserk 
Autor: Kentaro Miura
Seria: Berserk (tomy 3-4)
Liczba stron: 233 (tom 3), 236 (tom 4)
Format: papier
Wydawnictwo: Japonica Polonica Fantastica (JPF)

stycznia 23, 2019

Kevin Hearne - Na psa urok | Jestem na tak!

Kevin Hearne - Na psa urok | Jestem na tak!

stycznia 23, 2019

Kevin Hearne - Na psa urok | Jestem na tak!


Siodhachanie Ó Suilebhainie - zakrakała dramatycznie

Kevina Hearne miałam na oku już od dłuższego czasu, ale nie wiedzieć czemu byłam przekonana, że ma milion stron i nie wykopię się z tego. Polecałam ostatnio znajomemu i okazało się, że wcale tych stron tak wielu nie ma! Niecałe 300 stron historii o druidach, celtyckiej magii i starożytnych Irlandzkich bogach. Czy to się może nie udać?

Zagrało to bardzo dobrze, bo historia wciągnęła mnie już od pierwszych stron i pluję sobie w brodę, że nie sięgnęłam po nią wcześniej! Atticus na pytanie o swój wiek odpowiada wymijające: 21. Nie dopowiada, że nie są to lata, a stulecia. Poprzez zawarty z boginią śmierci Morrigan układ stał się nieśmiertelny i nie może zginąć. Choć od wielu lat wiedzie spokojny żywot, prowadząc niewielką księgarnio-herbaciarnie, wie, że nigdy nie będzie bezpieczny. Parę tysiącleci wcześniej ukradł potężnemu bogowi (nawet nie będę udawać, że pamiętam jego imię) potężny miecz, który do tej pory skrywa. Po wielu latach spokoju, polują na niego pomniejsze bóstwa, pragnąc jego śmierci i odzyskania miecza. Jest to też chyba jedyna książka, w której imię głównego bohatera zaznaczyłam sobie jako cytat!

– Był Anglikiem?
– Tak. – Miałem ostre wyrzuty sumienia, że tak manipuluję wdową, ale naprawdę nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby stać tu całą noc na środku ulicy i deliberować nad odrąbaną głową Bresa. Podczas konfliktów w Irlandii Północnej jej mąż należał do radykalnego odłamu IRA i został zabity przez UVF, których wdowa uważała (czy słusznie, to inna rzecz) za marionetki w rękach Anglików.
– A to zakop skurczybyka u mnie w ogródku i niech szlag trafi królową i tych jej wszystkich sługusów z piekła rodem.
– Amen – powiedziałem – i bardzo pani za to dziękuję.

Niewątpliwym atutem powieści Kevina jest jego świat i bohaterowie. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć kiedy ostatnio i czy w ogóle trafiłam w świat druidów i Celtów, a szkoda, bo mam wrażenie, że jest cholernie ciekawy i bardzo niedoceniany temat. Z przyjemnością czytam o druidzkich rytuałach, magii i nieznanych mi bogach. 

Ciężko mi wybrać, czy moim ulubionym bohaterem jest Atticus, czy jego cudowny pies Oberon. Ich relacja i przyjaźń jest cudowna i warta każdej chwili. Są najlepszymi przyjaciółmi, towarzyszami, a dzięki splotom Atticusa, są w stanie porozumiewać się na odległość i słyszeć nawzajem swoje myśli. Czasami łatwo zapomnieć, że Oberon jest psem, a nie pełnoprawnym człowiekiem, bo próżno niekiedy szukać u niego typowo psich zachowań. A już w ogóle moich numerem 1 w tym tomie jest wdowa mieszkająca niedaleko Atticusa, z którą spędza czas. Odjazdowa kobieta!

W niecałych trzystu stronach została zmieszczona sensowna historia, cudowni bohaterowie, dawka akcji, ale też nietuzinkowe poczucie humoru. Mieszanka, która aż się prosi o kontynuację i zagłębienie się w ciąg dalszy. No i te druidzkie klimaty :D
 
Tytuł: Na psa urok
Tytuł oryginału: Hounded
Seria: Kroniki Żelaznego Druida (tom 1)
Autor: Kevin Hearne
Liczba stron: 296
Forma: mobi
Wydawnictwo: Rebis

stycznia 22, 2019

6 zakończonych seriali, które mogę oglądać w kółko

6 zakończonych seriali, które mogę oglądać w kółko

stycznia 22, 2019

6 zakończonych seriali, które mogę oglądać w kółko

Są takie seriale, które w moim serduszku zajęły bardzo specjalne miejsce. Czasem za sprawą aktorów, czasem fabuły, czasem tematyki, a czasem za sprawą całego tego komba i nieziemskiego klimatu, do tego są niebanalne, nietuzinkowe, a niekiedy wręcz przeciwnie - całkiem zwyczajne. Coś jednak sprawia, że nawet obejrzenie pięćsetny raz tego samego odcinka sprawia, że oglądam go z zaciekawieniem :) Pierwotnie miało być pięć, ale nie wyszło :)

Merlin (2008-2012)


 5 sezonów / 65 odcinków / 45 minut

Merlina po raz pierwszy obejrzała chyba na AXN, bardzo wybiórczo, bo czasem trafiałam na odcinki, ale już wtedy byłam kupiona przez serial. Gdy dorwałam wszystkie odcinki, obejrzałam je od początku do końca, potem drugi raz z M, który też serial wciągnął i oglądam za każdym razem, gdy gdzieś widzę :) Do tego widziałam, że jest na Netflix, więc korci mnie, żeby obejrzeć go sobie znów. Urzeka mnie w serialu chyba wszystko, choć z początku nie znosiłam Morgany i aktorki, która ją gra. Magia, smoki, rycerze i czarodzieje to totalnie moje klimaty. Podejrzewam, że dużą część mojego zachwytu stanowi fakt, że jest to opowieść z punktu widzenia Merlina, a zabawny, nieporadny czarownik szybko skrada nasze serca. 

Przez długi czas moje bezapelacyjne numer !

Grimm (2011-2017)


6 sezonów / 126 odcinków / 43 minuty

Z Grimmem była zabawna historia, że widziałam, że coś takiego wyszło i chciałam to zobaczyć, ale online był praktycznie niedostępny. Potem o nim zapomniałam i znalazłam go na nowo kilka lat później, gdy było pełnych pięć sezonów i szósty był w trakcie, a zanim dokończyłam oglądać szósty już był w całości i nawet nie wiedzie, jak smutno mi było, gdy się okazało, że był ostatni! Ale jakie tam było zakończenie, o mamo! Myślę, że przez Grimma parę razy poszłam spać zdecydowanie za późno ;)

Podobnie jak w przypadku Merlina, widziałam drugi raz z M + niezliczone powtórki na też chyba AXN ^. Mroczny klimat, potwory pod postacią ludzi, morderstwa... Uwielbiam. I to nawiązanie do braci Grimm, do których opowieści mam słabość - zwłaszcza do tych oryginalnych, bardziej brutalnych. To, co jeszcze uwielbiam w serialu to fakt, że jest piękną zamkniętą historią z sensownym rozpoczęciem, rozwinięciem i zakończeniem, przez które nie czułam się oszukana, a mega usatysfakcjonowana. No i kocham Truble. 

Kości (2005-2017)


12 sezonów / 246 odcinków / 43 minuty

Kości były serialem, który oglądało się całą rodziną - niedziela, godzina 20:00 Polsat. Cokolwiek robiłam, zawsze do 20 było skończone, bo o 20 leciały Kości!  Trwało to tak gdzieś do trzeciego sezonu, potem przeszkadzała nauka, praca i już nie dałam rady, ale wróciłam w okolicach ostatniego sezonu, tym razem obejrzałam ciurkiem od początku do końca, płacząc na ostatnim sezonie, że to już koniec (i na kilku innych sezonach).

Kości są serialem, który uwielbiam i który przekonał mnie, że detektyw/policjant/agent FCI/niepotrzebne skreślić + patolog to duet, który uwielbiam, kocham i wielbię, no i zdecydowanie Brennan & Booth to moje numer 1 wśród takich par i to nie tylko służbowych! Nie ma tutaj chyba postaci, której nie lubię, odkopywanie ciała w różnym stadium rozkładu nigdy mnie nie nudziło, postacie epizodyczne są boskie. Dobra, nie znosiłam dyrektora Instytutu w pierwszym sezonie, ale na szczęście zastąpili go Camille <3. A finał serialu? Matko boska, co za emocje i cudowne podsumowanie tych dwunastu lat!

Glee (2009-2015)


6 sezonów / 121 odcinków / 41-45 minut
 
Musicale są czymś co chłonę. Dajcie mi film, w którym śpiewają i tańczą i robią to z sensem, a gwarantuję, że nie oderwę się od ekranu i będę to oglądać z bananem na ryju.  Glee mnie kupiło bezapelacyjnie, oglądałam to z prawdziwą przyjemnością, nie zliczę nawet ile piosenek znam na pamięć i ile z nich wylądowało na mojej playliście. Mimo iż jest tutaj mnóstwo postaci, których nienawidzę, to w ostatecznym rozrachunku ciężko było się z nim pożegnać i wciąż lubię wynajdywać poszczególne występy i piosenki na YT :)

Jak poznałem waszą matkę (2005-2014)


9 sezonów / 208 odcinków / 22 minuty

Serial polecało mi dużo osób, ale długo nie mogłam się zebrać i pewnego dnia sięgnęłam po niego, bo potrzebowałam czegoś lżejszego, komediowego, w odskoczni od tych wszystkich mrocznych seriali... I przepadłam! Kultowe już teksty, ulubione postacie i wątek żony Teda - tu chyba płakałam na zakończeniu dla samego faktu, że się zakończył. I też wiele razy siedziałam po nocach oglądając i śmiejąc się sama do siebie. A do tego 1 stycznia dodali na Netflix! Może noworoczny maraton? :D

Gotowe na wszystko (2004-2012)


8 sezonów / 180 odcinków / 42 minuty

Gotowe na wszystko nie przekonały mnie od samego początku, bo minęła chwila, zanim wciągnęłam się w klimat niepracujących gospodyń domowych. Ale pomimo pierwszego wrażenia, szybko pokochałam serial i polubiłam każdą z gospodyń, choć na początku stanowiło to nie lada wyzwanie. Wkręciłam się w serial i z zapałem śledziłam losy bohaterek. Do dziś chętnie oglądam przypadkowe powtórki, choć przyznam szczerze, że nie pamiętam zakończenia.

Macie takie seriale?

stycznia 18, 2019

Kiera Cass - Rywalki

Kiera Cass - Rywalki

stycznia 18, 2019

Kiera Cass - Rywalki


Wiecie, co wam powiem? Uwielbiam wydawnictwo Jaguar. Odkąd zaczęłam sobie dopisywać wydawnictwo, uświadomiłam sobie, że pochodzi od nich kilka moich ukochanych serii i nie pamiętam, żebym przy jakiejś książce od nich krzywiła twarz i przypominała sobie, że tej książki nienawidzę. Może zrobię sobie jakieś podsumowanie... :). Rywalki wraz z drugą częścią podrzuciła mi koleżanka z pracy. Wyobraźcie sobie, że wracacie z urlopu, a w szafce czekają na was książki - no banan na pół twarzy!

Illea jest młodziutkim państwem, utworzonym przez zwykłego obywatela, który poświęcił swoje pieniądze, by zbudować państwo. Wżenił się w rodzinę królewską i tym samym sposobem został królem. jednocześnie jest państwem bardzo surowym, gdzie za zdradę grozi śmierć, a spółkowanie z osobą nie swojej ligi może grozić więzieniem. Illea ma bardzo wyraźny podział społeczeństwa i głosi, że powinieneś pozostać w swojej klasie, a związek z kimś kto jest niżej od ciebie lub wyżej wymaga całej ilości zgód i papierologii.

Młody książę Maxon jest w wieku, w którym czas wybrać przyszłą żonę. Odbywa się to na zasadzie eliminacji - zgłoszenia wysyłane przez dziewczęta w wieku 16-20 lat są wertowane, a następnie wśród nich wybrane zostały 32 dziewczęta, które mają rywalizować o serce księcia. Tylko czy wszystkim zależy tylko na księciu, czy mają ukryte motywy? Wśród nich jest America Singer, uparta Piątka, która w Eliminacjach startuje właściwie tylko po, żeby się w końcu porządnie najeść. 

Na dobrą sprawę tak pi razy drzwi wiedziałam, o czym jest ta książka, ale gdy tylko zaczęłam ją czytać, przepadłam! Jestem naprawdę oczarowana tą historią i nie mogę się doczekać, żeby ją kontynuować! Już dawno nie zdarzyło mi się tak wciągnąć w historię i wręcz żyć razem z bohaterami. Całym sercem jestem za Ameriką i nie obchodzi mnie, czy wygra, czy przegra, dopóki będzie szczęśliwa i cały czas pozostanie sobą. Uwielbiam ją, to jak potrafi się postawić nawet księciu, ma własne zdanie i nie dopasowuje się do towarzystwa, nie zmienia się na siłę. Jest jednocześnie dobra, pełna empatii i widzi to, czego nie dostrzegają inni. Jestem strasznie ciekawa jak rozwinie się jej relacja z księciem, a jednocześnie czy może na coś liczyć z Aspenem. I czy tych dwoje się spotka i jakie będą tego konsekwencje! Ach, tyle pytań...


Jestem też wdzięczna Cass, że tak cudownie przedstawiła świat! Czasami w tego typu książkach brakuje takich informacji i człowiek się zastanawia i wydaje się to takie niejasne. Tutaj wręcz przeciwnie - dostaliśmy ładny kawałek historii państwa, dowiedzieliśmy się sporo o samej rodzinie królewskiej. systemie społecznym, zasadach państwa, nie zostały także pominięte same kandydatki, choć o nich jest stosunkowo niewiele i wciąż nie wiem dużo o wielu z nich, ale liczę na to, że się to zmieni. Jednocześnie nie jest to przytłaczające i nużące.

Akcja gładko leci na przód, nie widzę, jak mi te strony lecą. Dostałam reakcje nie tylko Americi, ale także osób będących koło niej, dzięki czemu wszystko jest bardziej prawdopodobne i nie mam wrażenia, że coś jest nie tak. Cass umiejętnie prowadzi postacie, pozwalając im ewoluować i w idealnym momencie pokazując ich kolejne cechy. Tutaj nikt nie jest jednowymiarowy, każdy jest inny i to jest piękne. Brakuje mi trochę więcej reakcji rodziców Maxona i ich emocji, ale coś czuję, że może się to jeszcze zmienić.  

Warto jeszcze napomknąć o tej cudownej okładce! Pięknie by wyglądała na półce :D. Miałam egzemplarz w miękkiej okładce, który świetnie się trzyma w rękach, a jej budowa sprawia, że doskonale opiera się ją chociażby o kolano i bez problemu można trzymać w jednej ręce, a to ja bardzo lubię! Mam tylko nadzieję, że w dalszych tomach utrzyma się poziom historii.

Tytuł: Rywalki
Tytuł oryginału: The Selection
Autor: Kiera Cass
Seria: Selekcja (tom 1)
Stron: 336
Forma: papier
Wydawnictwo: Jaguar

stycznia 13, 2019

Zoo. Sezon 2 (2016)

Zoo. Sezon 2 (2016)

stycznia 13, 2019

Zoo. Sezon 2 (2016)


Jeśli myśleliście, że w pierwszym sezonie Zoo akcja się zagmatwała, to zdecydowanie nie widzieliście drugiego! Boże, co tam się działo! Fajne jest to, że drugi sezon zaczyna się w momencie zakończenia pierwszego i akcja gładko idzie na przód, co nie zostawia nam jakiś niedokończonych wątków i nie zaczyna się też nowymi.

Po kończącej pierwszy sezon katastrofie lotniczej wydaje się, że wszystko poszło w diabły - Mitch zapija się w barze, Jackson zaczyna przypominać swojego ojca i nagrywa swoje przemyślenia i ostatnie próby wynalezienia leku oraz sposobu jego dystrybucji, Abraham robi za prywatną ochronę i tylko Chloe wydaje się być świadoma zagrożenia i za wszelką cenę próbuje znaleźć nowy lek. Jamie uznana za zmarłą w trakcie katastrofy odnajduje się w Nowym Brunshwicku, ranna i uwięziona w domu z jakimś szaleńcem, który nie pozwala jej wyjść. Szybko okazuje się, że przez ten cały czas dbał o nią i jej bronił, a próba zamknięcia jest próbą ochrony przed dzikimi kanadyjskimi zwierzętami, wałęsającymi się niedaleko domu. 


Gdy reszta grupy dowiaduje się o tym, że Jamie żyje, szybko wracają na stare tory, a wieść, że ostatni niezarażony lampart jest z nią, dodaje im niemalże skrzydeł. Próba odnalezienie i uratowania Jamie, stworzenia leku, a później uratowanie jej z Kanady (nie zdradzę, czemu została), to główne wątki pierwszych odcinków. W późniejszym czasie jednak okazuje się, że było za późno i to, co zadziałało w Meksyku, tutaj już nie działa, gdyż zwierzęta zmutowały bardziej i dotychczas działający lek już nie wystarcza. 

W tym czasie dochodzi do różnych wydarzeń, w wyniku których giną wysoko postawieni ludzie, pomagający w sprawie. Nasza grupa odkrywa nowe fakty na temat mutacji i odkrywa mutację fazy drugiej. W tym celu wyruszają na poszukiwanie zmutowanych zwierząt, by pobrać od nich próbkę albo przywieźć całe zwierzę do laboratorium i opracować nowy lek. W tym samym czasie główny antagonista drugiego sezonu, porucznik Davies, próbuje uskutecznić program, który wymyślili - program Noe. Jeśli myślicie, że chciał uratować po parze zwierząt, jak zrobił ten biblijny, to wyprowadzę Was z błędu - Program Noe to śmiercionośny gaz, który ma wymordować wszystkie żyjące na świecie zwierzęta, a wraz z nimi 2 miliardy ludzi. Następnie, korzystając z bazy DNA, odtworzyć każdy istniejący gatunek. Nasza drużyna walczy z tym programem, na każdym kroku udowadniając, że są coraz bliżej stworzenia leku (a z czego go próbują stworzyć, to już w ogóle zasługuje na brawa za kreatywność!)


Muszę przyznać, że w tym sezonie byłam pod wrażeniem głównie postaci Jacksona i tego, co się z nim dzieje. Okazuje się, że ugryzienie przez psa, chyba jeszcze w pierwszym odcinku, ma zaskakujące skutki i aktywuje gen-widmo. W wyniku czego Jackson zaczyna... mutować w drapieżnika idealnego. To, w jaki sposób jest to przedstawione, w jaki sposób on gra to szaleństwo - byłam kupiona i serio zaczęłam się martwić o powodzenie całej ekspedycji. Z doświadczenia wiem jednak, że rzadko kiedy uśmiercają głównych bohaterów... 

Zastanawia mnie za to, w jaki sposób zwierzęta mutują, choć to zostało jako tako przedstawione, ale zabrakło mi informacji, skąd się wzięła ta cała faza druga - jak, dlaczego? Pod koniec trochę zgubiłam wątek i kilka rzeczy wydało mi się niejasnych, ale na szczęście końcowe sceny finałowego odcinka mi to wyjaśniły i powiem Wam, że ten ostatni odcinek znowu wprowadza chaos do historii i kończy się ogromnym cliffhangerem, jednocześnie jasno pokazując, kto będzie gwiazdą trzeciej serii. Niestety trzeciego sezonu nie ma na netfliksie :(

Tytuł: Zoo
Tytuł oryginału: Zoo
Sezon: 2
Odcinków: 13
Czas trwania odcinka: 45 min
Na podstawie: James Patterson - "Zoo"
Stacja: CBS

stycznia 09, 2019

Piękna historia, ale autorka chciała "za bardzo"... | Kelly Barnhill - Dziewczynka, która wypiła księżyc

Piękna historia, ale autorka chciała "za bardzo"... | Kelly Barnhill - Dziewczynka, która wypiła księżyc

stycznia 09, 2019

Piękna historia, ale autorka chciała "za bardzo"... | Kelly Barnhill - Dziewczynka, która wypiła księżyc

"Dawno, dawno temu żyła sobie dziewczynka, która nie miała wspomnień.
Dawno, dawno temu żył sobie smok, który nigdy nie dorastał.
Dawno, dawno temu żyła sobie babcia, która nie mówiła prawdy.
Dawno, dawno temu żył sobie bagienny potwór, który był starszy od świata i kochał świat i wszystkich ludzi na tym świecie, ale nie zawsze wiedział, co należy powiedzieć".

Jakoś tak wyszło dziwnie, że nowy rok zaczął się od czytania na telefonie, a wyszło jeszcze śmieszniej, że pomimo urlopu, pierwszą książkę skończyłam dopiero 4 stycznia i to o 23:35. Jest to o wiele słabszy start niż poprzednio, bo w 2018 w pierwsze półtorej tygodnia miałam już chyba z 8 książek. No ale wtedy kończyłam Rizzoli & Isles <3. Inną sprawą jest, że nowy rok dał mi lekkiego kopa i udało mi się skończyć dwie z zalegających książek, więc jest nadzieja. Ale do rzeczy, moi mili.

Na "Dziewczynkę, która wypiła księżyc" napaliłam się jak szczerbaty na suchar. Uwiodła mnie przepiękna okładka, tajemniczy tytuł i obietnica przygody. Czy dostałam to, czego oczekiwałam? No nie do końca... Choć bliżej mi do trzydziechy, wciąż lubię sięgać po książki dla młodszych czytelników i dać się porwać tej magii, przechadzać się z wiedźmami i latać ze smokami. 



Nad Protektoratem wisi chmura smutku. Co roku w Dzień Ofiary najmłodsze dziecko zostaje złożone w ofierze Wiedźmie. Wiedźmie, której nikt nigdy nie widział, nie potrafi udowodnić jej istnienia, jednakże krążą o niej legendy i przerażeni mieszkańcy zrezygnowani oddają swoje pociechy. Niektórzy tylko opłakują, inni tracą zmysły. Po drugiej stronie lasu mieszka Wiedźma, staruszka imieniem Xan, wraz Najmniejszym ze wszystkich smoków Fryrianem i bagiennym potworem Glerkiem. Co roku wyrusza ona w długa podróż, by z pomiędzy drzew uratować małą istotkę, którą ktoś porzucił na pewną śmierć. Nie rozumie, dlaczego tak się dzieje, ale każdemu z nich znajduje dobry, kochający dom w Wolnych Miastach.

Tym razem było jednaj inaczej, bo Xan się spóźniła. Znalazła głodną, przemarzniętą kruszynkę. Nie mając przy sobie pokarmu nakarmiła ją blaskiem księżyca. Gdy uświadomiła sobie swój błąd, było już za późno, a mała Luna napełniła się magią. Tej magii było jednak tak dużo, iż groziło to jej zalewem, jeśli Xan zawczasu nie zareaguje. I Xan zareagowała, wymazując wspomnienia Luny o magii, płacąc za to straszliwą cenę.

"Dziewczynka"... zaczęła się bardzo dobrze, naprawdę. Historia o dziewczynce nakarmionej blaskiem księżyca, jej drodze, Protektoracie, szczegóły i świat są bardzo fajne. Ale nie nazwałabym tego książką dla dzieci, ani wkładem w literaturę, jeśli już jesteśmy w temacie. Najfajniejsze są początek i koniec, środek równie dobrze moglibyśmy wyciąć. Jak na książkę skierowaną do młodszego czytelnika jest ona zbyt długa i zbyt zawiła. Jest w niej strasznie dużo zawikłań politycznych i nie wyobrażam sobie, żebym siedziała z nosem w tej książce będąc małym gówniakiem, skoro będąc dorosłą babą ledwie przez ten środek przebrnęłam. Początek wchłonęłam, końcówkę czytałam ze świecącymi oczami, ale to, co po środku? No nie...

Strasznie wkurza mnie też postać Antaina, który jak na dorosłego mężczyznę jest zaskakująco dziecinny i momentami mam wrażenie, że wciąż jest małych chłopcem, a nie mężem i ojcem. Strzelanie fochów przez Najwyższego pod koniec książki to też był niezły popis... Momentami piękna historia z potencjałem zamienia się w irytującą bajkę, w której autorka chciała za bardzo, ale coś jej zdecydowanie nie wyszło. I choć zakończenie było iście bajkowe, to pozostaje niesmak...

"Lecz Luna wiedziała. Oczyma duszy patrzyła na perłowe serce Pożeraczki Smutku, które unosiło się w powietrzu między nimi. Spoczywało w ukryciu od tak dawna, że Pożeraczka Smutku całkiem zapomniała o jego istnieniu".


Tytuł: Dziewczynka, która wypiła księżyc.
Tytuł oryginału: The girl who drank the moon
Autor: Kelly Barnhill
Seria: Brak
Stron: 336
Format: mobi
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

stycznia 06, 2019

Jak zepsuć sobie książkę? Obejrzeć najpierw film... | Philip Reeve - Zabójcze maszyny

Jak zepsuć sobie książkę? Obejrzeć najpierw film... | Philip Reeve - Zabójcze maszyny

stycznia 06, 2019

Jak zepsuć sobie książkę? Obejrzeć najpierw film... | Philip Reeve - Zabójcze maszyny


 Jakoś niedługo po premierze poleźliśmy z M na "Zabójcze Maszyny". Mając do wyboru Grincha, którego oglądania odmówiłam (serio, ale oglądanie w kinie czegoś, co zna się na pamięć nie ma dla mnie sensu), a Robin Hooda, którego co prawda chętnie bym obejrzała, ale znów - odgrzewany kotlet i nie dam się zabrać na dubbing. Padło więc na Zabójcze Maszyny i dobrze, bo chciałam ten film obejrzeć  zaintrygował mnie. Książkę ogarnęłam tego samego dnia, którego poszliśmy na film, ale zaczęłam parę dni później - i tu był mój błąd, bo byłam na świeżo i przez pierwszą połowę książki jedyne, co robiłam, to porównywałam obie wersje do siebie. Wkurzające... I nawet planowałam zrobić takiego mega spojlerowanego posta porównującego do siebie obie produkcje, ale chyba nie chcę się bawić w takie porównywanie :)

Świat zmienił się całkowicie w czasie 60 minutowej wojny, która zmiotła większość rzeczy z powierzchni ziemi. Genialny naukowiec Quirke opracował ruchome miasta - doskonałe maszyny, wielkie miasta jak Londyn, ale małe nic nie znaczące miasteczka. Opracowano też idealnie działający miejski darwinizm - duże potęgi pożerały małe, przywłaszczając sobie ich zasoby. I przez stulecia działało to doskonale. Jednakże istnieją także antymobiliści - ludzie, którzy przeciwstawiają się miejskiemu darwinizmowi, pragnąć żyć spokojnie w osadzonych na stałe miastach.

Po setkach lat działania takiego systemu zaczyna brakować pożywienia, zapasów, paliwa. Władze Londynu, jednej z największych potęg ruszają na Shan Guo - imperium antymobilistów osadzone za grubym murem, przed którym rozpościera się cmentarzysko tych, którzy do tej pory próbowali. Londyn wierzy, że im się uda, bo mają coś, co zapewnia im przewagę - coś, co pozwoliło tysiąc lat temu wygrać wojnę sześćdziesięciominutową.

Zabójcze Maszyny są pierwszym tomem serii Żywe Maszyny, ale nie dopatrzyłam się zbytnio drugiego i mam wrażenie, że u nas ta seria przeszła bez echa i gdyby nie film, wiele osób do dziś nic by na jej temat nie wiedziało i być może nigdy nie sięgnęło. Mnie zachęcił film i powiem Wam, że nie żałuję. Reeve ma ciekawą koncepcję czy też wizję świata, chyba nawet oryginalną, bo nie spotkałam się z czymś takim.

Brakuje mi jednak rozwinięcia tego uniwersum, bo wpadamy w historię trochę w środku, kiedy wszystkiego brak, a Londyn już powziął decyzję, która zmieni bieg przyszłości. Książka trochę więcej mówi na ten temat niż film, ale wciąż wiele rzeczy pozostaje niewyjaśnionych i brakuje mi chociażby rozwinięcia samych ruchomych miast. Ja się pytam jak to działa, jak oni ruszyli CAŁE MIASTA, jak na to wpadli? No tego nie ma...

Bardzo fajnie za to są poprowadzone postacie. Mimo niewielkiej objętości książki dostajemy ich pełen opis, przeżycia, a nawet historię, o czym wielu autorów zapomina, a piszą grubsze woluminy... Mamy wystarczająco dużo informacji, aby ich polubić bądź znienawidzić, ale też bez problemu możemy zrozumieć ich motywację i postępowanie i ja to szanuję.

Pierwotnie wydana w 2003 roku książka jest debiutem literackim Reeve'a i wiecie co? W życiu bym nie powiedziała, że jest to debiut. Czy książka zapadnie mi w pamięć na dłużej nie wiem, ale będę ją miło wspominać i gdy tylko uda mi się dorwać, przeczytam ciąg dalszy.

Tytuł: Zabójcze Maszyny
Tytuł oryginału: Mortal Engines
Seria: Żywe Maszyny (Tom 1)
Autor: Philip Reeve
Stron: 296
Format: mobi
Wydawnictwo: Amber

stycznia 03, 2019

Czytelnicze podsumowanie 2018 roku! Uwaga, będzie długo :)

Czytelnicze podsumowanie 2018 roku! Uwaga, będzie długo :)

stycznia 03, 2019

Czytelnicze podsumowanie 2018 roku! Uwaga, będzie długo :)



Czaję się na to podsumowanie już od paru miesięcy, ale stwierdziłam, że nie będę go aktualizować co tydzień przy dodawaniu nowych książek (strasznie niecierpliwa jestem, wiem :D). Chciałam też zrobić takie podsumowanie serialowe, ale jest to ciężkie z racji tego, że nie notuję co kiedy obejrzałam. A chyba powinnam zacząć ^

2018 rok rozpoczęłam postanowieniem, że przeczytam więcej książek niż w zeszłym roku. I to był trochę strzał w kolano, bo o ile rozpoczęłam z pompą i bardzo szybko zakończyłam te bazowe 52 książki (w pierwsze pół roku) i przebiłam, o tyle potem zaczęły się schody i zwyczajnie zabrakło mi chęci. Końcówkę roku walczyłam dzielnie, żeby dokończyć swoje postanowienie, bo bardzo nie lubię niedokończonych zadań i źle bym się z tym czuła. Grudzień był praktycznie rzecz biorąc bezksiążkowy, za to bardzo mangowy, bo na książkach najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam się skupić. 

W 2019 roku planuję spokojniej, bez szaleństw i bez presji. Ustawiłam sobie cel na 77 (szczęśliwe siódemki), bo wiem, że taki jest realny i bez spiny. Chcę odkrywać nowych autorów i nowe serie, nowe seriale i nowe mangi (to ostatnie jest najłatwiejsze, bo za wiele nie czytałam :D). 20178 był pod tym względem całkiem fajny, bo udało mi się odkryć wielu nowych autorów, z niektórymi bardzo się polubiliśmy, ale póki co było to jednorazowe spotkanie i chciałabym to powtórzyć. Chciałabym bardzo zakończyć moją półkę wstydu (choć wstydu tu nie ma, raczej mnie to wkurza, że nie umiem ich skończyć :D) i choć w części ruszyć moją listę 100 książek. No dobra, nie zanudzam już i przechodzę do podsumowania :))

2018 rok liczył 139 pozycji, co daje łącznie 36 869 stron. Co ciekawe, według mojego pliku w Excelu mam 138 pozycji, ale 40 120 stron. Liczba książek nie wiem czemu jest różna, ale ilość stron to już w ogóle kosmos.

Śmieszy mnie fakt, że najdłuższa i najkrótsza książka pochodzą nie tylko od tego samego autora, ale i z tej samej serii! Całkiem fajnie. Średnia długość książki jest zdecydowanie zaniżona przez mangi, których w tym roku było całkiem sporo :)

Moją pierwszą recenzją na goodreads, a która też rozpoczęła właściwie tego bloga był Kredziarz C. J. Tudor, z którym na pewno będę wiązać miłe wspomnienia. Została opublikowana 12 maja 2018 roku. Daty pewnie zapomnę, książki nie :).


Moje książki: :) A pod książkami jeszcze małe podsumowanie będzie!



 


 
  


 

 


 
 

 
 


 
 
 



 
 
 

 
 
 
 
 


 

 


 
 




 

 



 


 



 
 
 



Dobra, no to jedziemy:
W zestawieniu znalazły się 65 książki i aż 73 mangi. Uff, już się bałam, że jednak przeczytałam mniej niż te 52 książki i jechałam na samych mangach :D. Z czytaniem szło mi zdecydowanie kiepsko i bardzo łatwo traciłam skupienie, mniej więcej przez całą drugą połówkę roku, więc i tak nie jest tragicznie.

MANGI
Najlepszą mangą zdecydowanie jest Naruto i sorry ale w jakimkolwiek zestawieniu zawsze wygra Naruto. Chociaż jako największe mangowe objawienie uznałabym poniekąd Berserka (chociaż dwa pierwsze tomy to chłam) i Ao No Exorcist, która jest jednocześnie najpiękniejszą mangą, którą czytałam <3. Mangi też zdecydowanie królują w tym roku, znalazłam ich nowe źródło (wielbię swoją pracę czasem!), poznałam dużo nowych, które chcę przeczytać i nie przeczę, że będę głównym wątkiem w najbliższym czasie, dopóki mi faza nie przejdzie (przerzucę się na Anime xd). Najgorszą mangą póki co jest Bleach, w którego nie mogę się wciągnąć.

Moi ulubieni mangowi bohaterowie w tym roku to: Naruto, Sakura, którą uwielbiam, Kushina i Minato oraz, uwaga, uwaga, Kurama z Naruto / Fujimaru oraz Otoya z Bloody Monday / Lucy z Fairy Tail / Puck z Berserka / bracia Rin i Yukio z Ao No Exorcist :)

Najbardziej wkurzający bohaterowie mangowi to Sasuke i Karin (nie znoszę baby!) z Naturo.

Najbardziej wkurzającą mangą w tym roku był Death Note, którego lubię i mam sentyment, bo był pierwszą mangą po którą sięgnęłam, ale cholernie mnie wkurza, że jest taka przegadana i nie mogę jej skończyć. Zostały mi cztery tomu i chciałabym ją zakończyć, żeby wiedzieć, co się tam dzieje! Och ile ja klnę przy niej :D


Najlepszą książką... bezapelacyjnie zostanie Cud Chłopak, który roztopił moje twarde serducho i jest niesamowitą, ciepła historię, przy której płakałam jak bóbr.

Największe gówno, jakie przeczytałam w tym roku  to, uwaga, nawet dwa!, "Ocaliła mnie łza" Angele Lieby oraz "W objęciach jasności" Betty J. Eadie. Chciałabym wymazać te książki ze swojego życia :D

Moje ulubione serie z tego roku to "Rizzoli i Isles" od tess Gerristen oraz Lux Jennifer L. Armentrout. Jednocześnie są jedynymi oprócz Kruczych Pierścieni, których przeczytałam więcej niż jeden tom :D

Najgorszą serią zdecydowanie był Ake Edwardson z "Tańcem z aniołem" (Erik Winter). Pierwszy tom kompletnie mnie do serii nie przekonał, zgubiłam się w trakcie jego czytania i w sumie nie wiem, o czym był.

Seriowym rozczarowaniem byli Tancerze Burzy Jaya Kristoffa (Wojny Lotosowe), na które się strasznie napaliłam, a trochę walnęłam w mur i nie ogarnęłam wątków tej serii. Nie była zła i sięgnę po następne jego książki, ale to nie było to, czego oczekiwałam. Drugie seriowe rozczarowanie to Kroniki Rodu Kane. O ile Riordana wielbię, tak przy tej serii się nie bawiłam i rozczarowałam.

Jest też jedna książka, którą widzę, że przeczytałam, ale nie mam bladego pojęcia, o czym ona była (a z każdej pi razy drzwi kojarzę, co było) - Nicholas Sparks "Dla ciebie wszystko". Nie potrafię skojarzyć absolutnie nic z tej książki.


A jak tam Wasze podsumowania? Jesteście zadowoleni?
Copyright © Kasikowykurz , Blogger