Po czym poznać dobrą książkę? Po tym, że ma się ochotę o niej rozmawiać, dyskutować, obgadać ją. I choć nie mogę powiedzieć, że Wirus kocham, to jednak książka ta zalazła mi za skórę tak mocno, że musiałam o niej opowiedzieć paru osobom i dostałąm bana od M, że mam mu takich rzeczy nie mówić. Powiem więcej - ta książka mocno wchodzi na psychikę, jest totalnie porąbana, a ja od paru dobrych lat zastanawiam się, co ten autor bierze/pije i jak skończyć sięgać po jego książki.
Graham Masterton urodził się w Edynburgu 16 stycznia 1946 roku. Jego dziadkiem był Thomas Thorne Baker, znakomity naukowiec, który wynalazł DayGlo i jako pierwszy przekazał zdjęcia przez radioodbiornik. Po ukończeniu szkoły Whitgift w Croydon pracował jako dziennikarz w „Crawley Observer”. W wieku 24 lat został mianowany na współpracownika „Penthouse” i „Penthouse Forum”. Początkowo pisał poradniki seksuologiczne, jednym z których była „Magia seksu”. Zadebiutował jako autor horrorów w 1976 roku książką o tytule „Manitou”, na podstawie której po dwóch latach nakręcono film o tym samym tytule.
W peryferyjnej dzielnicy Londynu, Tooting, dochodzi do tajemniczych zgonów. Piękna Pakistanka, Samira, pozbawia się życia, ponieważ nie chce pojąć za męża człowieka, którego przeznaczyli dla niej rodzice. Inna spokojna dziewczyna, Sophie, okrutnie zabija poniewierającego nią chłopaka. Bezbarwny mąż-pantoflarz, David, niespodziewanie morduje żonę, która tyranizowała go od wielu lat… Detektyw Jeremy Thomas Pardoe wraz z detektyw Jamilą Patel usiłują rozwikłać zagadkę nagłych zgonów.
Powiedzmy sobie na początek jedną rzecz - ta książka nie jest tym, czego się spodziewałam, a na naprawdę muszę zacząć czytać opisy książek, bo potem dochodzi do wielu nieporozumień. Ciężko jest też mi się zgodzić z tytułem, bo im dalej w las, tym mam wrażenie, że nazwanie tego wszystkiego wirusem jest jednym wielkim niedopowiedzeniem, a przynajmniej nie jest to wirus w normalnym znaczeniu tego słowa i nie tego byście się spodziewali. Bo ja słysząc "wirus" zawsze spodziewam się epidemii jakiegoś śmiertelnego gówienka. Zawsze. No ale nie tym razem.
To, co się dzieje w tej książce ciężko opisać słowami, to trzeba przeżyć samemu, ale miny osób, którym opisywałam fabułę były doprawdy bezcenne! Moja niekiedy też. Był jeden taki moment: byłam w makro, na samym początku całego tego szału ludzkiego, zanim pozamykali galerie, ale jak już zamknęli szkoły. No zakupy zrobić trzeba, chociaż kolejka była nieziemska... Poszłam sobie w długą w celu znalezienia jakiś drobiazgów, które można dołożyć do koszyka, chyba po serek do chleba i parówki szłam albo wafle... Ale tak sobie kulturalnie idę, miałam zapuszczonego audiobooka i nagle dotarł do mnie sens tego, co słucham (historia małej dziewczynki i jej psa, więcej nie powiem). Autentycznie na środku sklepu zrzedła mi totalnie mina i prawie zatrzymałam się w miejscu i w tym momencie stwierdziłam, że ja już chyba nie chcę tej książki... Na szczęście to był ostatni z takich... momentów.
Pozostało wrażenie, że o ile opis calej tej epidemii, kolejnych przypadków jest zrobiony bardzo dobrze, to już samo rozwiązanie bardzo po łebkach i to mnie zawsze denerwuje w książkach, że to powodu zdarzeń oni dochodzą przez 3/4 książki, a potem wystarczą dwa rozdziały i oni nagle mają rozwiązanie i pozbywają się problemu... No i te ostatnie zdania w książce... Boże, skąd on bierze pomysły!
Za każdym razem mówię sobie, że już nigdy więcej nie przeczytam żadnej jego książki. I po jakimś czasie wracam i znów mówię sobie, że nigdy więcej. I tak w kółko :)
Tytuł: Wirus
Tytuł oryginału: Ghost Virus
Autor: Graham Masterton
Seria: Brak
Stron: 320
Format: TTS
Wydawnictwo: Rebis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!