Finał Fairy Tail pozostawił we mnie spory niedosyt - głównie dlatego, że nie było to taki finał-finał, gdyż ostatni rozdział stanowił początek nowej przygody. Stu Letniej misji, której niegdyś podjął się Gildarts, ale wrócił z niej pokonany, poharatany i przerażony, bo na swojej drodze spotkał... smoka.
Gdzieś na samym początku dostaliśmy notkę od Hiro, że absolutnie nie planował od kontynuacji tej serii, ale niecały rok po wypuszczeniu ostatniego rozdziału oryginalnej historii dał się namówić asystentowi i tak oto w nasze ręce oddana została kontynuacja. Ile będzie tomów - nie wiem, ale patrząc na oryginał może ich być sporo. Ja się cieszę, że do do FT pałam mocną miłością i uwielbiam tą sagę! Widziałam też informacje, że ma ruszyć anime na podstawie jednej z historii... Eden's Zero, także zacieramy rączki!
W 100 Years Quest Hiro tylko opowiada historię, nie jest odpowiedzialny za ilustracje i przyznam szczerze, że to widać. Widać doskonale, że kreska jest odrobinę inna, trochę inny styl. Nie rzuca się to mocno w oczy, ale po przeczytaniu 545 rozdziałów FT można wyhaczyć pewne charakterystyczne cechy dla stylu autora, których tu brakuje. Mimo to podoba mi się ta kreska, bo wszystko, co powinno, jest zachowane.
Póki co jestem zachwycona ta historią, bo ma to, co kocham najmocniej - smoki! A te rysowane w mangach są cudowne! Otrzymałam kilka pełno stronicowych smoczych artów i siedziałam jak głupia, oglądałam w powiększeniu i szturchałam M, wołając: "patrz, jaki ładny!" Dla fanów smoków - niezła gratka, bo przecież w książce zobaczę tylko na okładce.
To nowa historia, niby początek? I tak i nie, bo zaczynamy nową sagę, ale od razu zostajemy rzuceni w głąb akcji i nie mamy czasu zaczerpnąć oddechu. To po prostu ciąg dalszy cudownej historii, ale bez tego niezręcznego wprowadzenia, bo tu już od pierwszych rozdziałów zbierałam szczękę z podłogi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!