listopada 11, 2018

Nie taki diabeł zły, jak go malują - 365 dni Blanki Lipińskiej


W ostatnich tygodniach książka ta atakowała mnie zewsząd, z reguł bardzo niepochlebnymi opiniami. Jako że jestem z tych raczej upartych, zawzięłam się, że muszę ją przeczytać, żeby zobaczyć, o co w tym wszystkim chodzi. I powiem wam szczerze, że nie było tak źle. Owszem, nie jest to literatura najwyższych lotów, ale jest idealna na rozluźnienie i odmóżdżenie się po pracy. 

Mogę totalnie zrozumieć, dlaczego mówi się o niej, że jest to połączenie Ojca Chrzestnego z Greyem, ale tylko na takiej zasadzie, że z Ojca Chrzetnego wzięto wątek mafii, a z Greya seksu. I chyba na tym koniec podobieństw. Dobra, ale do rzeczy :)

Masiimo Toricelli jest głową sycylijskiej mafii, donem. Kilka lat temu na skutek wypadku (zapewne strzelaniny, no bo jak to), miał wizję pięknej kobiety. Nikt nie wierzył, że ona istnieje, wszyscy brali to za skutek wypadku i halucynację. Pomimo tego w domu Massima wisiało mnóstwo obrazów, przedstawiających tajemniczą kobietę. Do czasu, aż na wakacje w Sycylii zjawia się Laura Biel. Kobieta zdaje się być tą, o której śnił tyle lat i którą skrycie wielbił. Massimo oczarowany pięknością postawia ją porwać, grozić jej rodzinie i daje jej 365 dni. No właśnie. Tytułowe 3654 dni odnosi się do czasu, w trakcie którego Laura miała być w niewoli i w tym czasie miała go pokochać, jeśli nie, puści ją wolno.

Absurdem numer 1 jest tutaj sama fabuła. Co jak co, ale trudno uwierzyć, że postrzelony gangster ma wizję kobiety, którą potem odnajduje, która ma się w nim zakochać. I fakt, że jeśli po upływie jednego roku się w nim nie zakocha to ją puści. SERIO?! To po jakiego wała całą ta farsa? Śmieszy mnie to niesamowicie.

Absurdem numer 2 jak dla mnie jest całe to porwanie, bo mam wrażenie, że ono funkcjonuje, jak autorce wygodniej. Trudno mówić o porwaniu, skoro Laura przebywa w luksusowych apartamentach, otoczona luksusami, drogimi markami (autorka nie daje nam o tym zapomnieć, co też jest śmieszne), drogimi autami, ma wszystko, czego zapragnie... Porwanie, ha? Pomijając kwestię, że robi jej się mokro na widok swojego "oprawcy", więc śmiech na sali, a nie porwanie.

Lipińska używa też momentami naprawdę kretyńskich porównań i podaje nam informacje, które są do niczego niepotrzebne. Na przykład:
 - Dzięki temu moja sylwetka, w przeciwieństwie do postury mojego mężczyzny, była bardzo fit, mój brzuch był twardy i płaski, nogi umięśnione, pośladki mocno napięte i odstające - symbol miliona przysiadów, które wykonały.
 - Na te słowa rozejrzałam się nerwowo w poszukiwaniu Włocha, który sprawił, że moje kolana trzęsły się jak wtedy, kiedy pierwszy raz prowadziłam motocykl po odebraniu prawa jazdy kategorii A.
- Laura jesteś blada, jak łydki Dominiki, z którą chodziłyśmy do podstawówki. Co jest?
Już pominę przypominanie co chwilę, w jakie to markowe, drogie ciuchy ubiera się Laura, wymienianie wszystkich marek. Jaki to ma cel? Wzbudzić zazdrość? U mnie raczej wzbudza litość, że musi się podbudować takimi rzeczami. A w kontekście tego całego "porwania", mam wrażenie, że zrobił z niej luksusową prostytutkę, a nie porwaną. No sorry.

Sceny seksu o dziwo nie były tu najgorsze, chociaż pierwsza scena w samolocie z udziałem Massima i stewardessy była tak, bo ja wiem, głupia? chora? stewardessa to skończona idiotka?, że musiałam odłożyć książkę na jeden dzień i zająć się czymś innym. Chociaż używanie w KAŻDEJ scenie seksu określeń cipka i gruby kutas jest męczące, trochę dziecinne i czy na pewno tą książkę pisała dorosła kobieta?

Uderz mnie - poprosiła, gryząc moją wargę, a cipką ocierając się o rozporek garniturowych spodni. - Mocno!

Myślę, że na największe baty zasługuje zakończenie książki, którego de facto zakończeniem nazwać nie mogę, bo raczej bym powiedziała, że skończył się papier, czas antenowy i przydział na książkę, bo urwane jest w środku akcji. Serio. Z drugiej strony może to być zabieg chytry i zmyślny, bo teraz chcę przeczytać drugą część, żeby się wszystko wyjaśniło i domknąć wątki. 

Myślę też, że na pochwały zasługuje postać Domenico, którą osobiście bardzo lubię i wydaje mi się najnormalniejsza w tym całym świecie. 

Ale napisać książkę, na temat której można pisać epopeje i toczą się wręcz burze? To też trzeba mieć talent :) Ja mimo wszystko po drugą część sięgnę, od tak, z ciekawości i dla zabawy. 

Tytuł: 365 dni.
Tytuł oryginału: jak wyżej.
Autor: Blanka Lipińska
Stron: 472
Seria: 365 dni (tom 1)
Format: Mobi
Wydawnictwo: Edipresse Książki

4 komentarze:

  1. Też mam ochotę po nią sięgnąć :D Niepotrzebnie tylko przeczytałam tył okładki drugiej części :/ Zepsułam sobie całą niespodziankę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego ja tego nie robię. Tak na dobrą sprawę opisy książek dopiero czytam przy pisaniu o nich :D Plus taki, że zawsze mam niespodziankę, ale też nigdy nie wiem, o czym jest książka...

      Usuń
  2. Bardzo ciekawi mnie ta pozycja i mam nadzieje że niebawem dołączy do mojej biblioteczki! Zapraszam do siebie www.lawendowasalvatorebook.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!

Copyright © Kasikowykurz , Blogger