listopada 28, 2019

A. G. Riddle - Pandemia

Jestem dziwnym człowiekiem, bo z uporem maniaka sięgam po książki autorów, z którymi nie do końca umiem się polubić. Tak mam z Riddlem. Coś mi nie gra w każdej jego książce, którą przeczytam, ale nie zmienia to faktu, że ciągle do niego wracam i jest to moje trzecie podejście w przeciągu roku. Zapewniam, że nie ostatnie. I to trzecie podejście uważam póki co za najlepsze!

Jest to zapewne spowodowane faktem, że epidemie, choroby zakaźne, a w ogóle już śmiertelne, jak najbardziej obrzydliwe, zakaźne i wyniszczające zajmują w moim serduszku specjalne miejsce. Jeśli jeszcze są pomieszane z wątkiem kryminalnym jestem w niebie i bez wątpienia taką książkę przeczytam. Tutaj niestety z kryminałem się rozminęliśmy, ale jakaś tam zagadka została.

"W Atlancie dr Peyton Shaw zostaje wyrwana ze snu przez telefon, którego obawiała się od lat. Jako jedna z czołowych epidemiologów zatrudnianych przez CDC jest w grupie, której zadaniem jest błyskawiczna reakcja w obliczu potencjalnego wybuchu zarazy.

W Kenii dwóch Amerykanów zaraziło się patogenem przypominającym zabójczy wirus ebola. Zegar zagłady zaczyna tykać, a Peyton staje na czele zespołu, który dołączy do personelu WHO oraz miejscowych lekarzy. To, co odkryją w odludnej afrykańskiej wiosce, przejdzie ich wszelkie wyobrażenia". - opis wydawcy


Pierwszy raz japka uśmiechnęła mi się na wieść o eboli. W ogóle musicie wiedzieć, że te książki, w którym zetknęłam się z epidemiami głównie wąglika, czy eboli albo innej bardzo paskudnej choroby są moimi ulubionymi. Odcinki seriali z takimi wątkami też! Niestety z ebolą się rozmijamy, bo jest to wirus bardzo przypominający ebolę, jednak dający troszkę inne objawy i inaczej się rozwijającymi, a do tego w pewnym momencie ten wirus gdzieś nam ucieka. Im bliżej końca, tym mniej jest gadki o samej epidemii, a więcej o problemach głównych bohaterów, które powoli rozwiązujemy i wychodzą na jak stare grzeszki - tu moje zainteresowanie nikło i pod koniec już przewracałam oczami i wyczekiwałam końca.

Zdecydowanie najbardziej polubiłam Desmonda i jego historia wydała mi się najciekawsze. Zapewne dużo wspólnego ma jego zamiłowanie do literatury, ale ciiii. Niestety tak, jak wyżej - dopóki nie zaczęliśmy wykopywać brudów z przeszłości bawiłam się świetnie, gdy już doszliśmy do etapu brudów, a Riddle niestety zrobił bardzo głupi zabieg i wyjął wszystkie jeden po drugim, było to naprawdę męczące i choć niektóre zaskakiwały, to jednak nudziło i dłużyło mi się bardzo.

Dramaturgii dodawały rozpisane na samym początku nowych rozdziałów liczby zarażonych i zmarłych ludzi i za to duży plus, bo to naprawdę fajny zabieg. Człowiek sobie myśli, że w sumie nic się nie dzieje, oni dyskutują, tu jakieś nowe zarażenia, a przy początku następnego rozdziału okazuje się, że w niecały tydzień przybyło 3 miliony zarażeń i nie wiadomo ile zmarło. Bomba!

Póki co zaczęłam 2 z 3 serii Riddle + przeczytałam jego jedyną nie powiązaną żadną serią książkę i zdecydowanie będę tą przygodę kontynuować, choć muszę przyznać, że jego książki są dosyć specyficzne i zdecydowanie nie podpasują każdemu.

Tytuł: Pandemia
Tytuł oryginału: Pandemic
Autor: A. G. Riddle
Seria: Akta Zagłady (tom 1)
Stron: 678
Format: TTS
Wydawnictwo: Filia

2 komentarze:

  1. Od dzieciństwa wciągają mnie thrillery o epidemiach - najpierw te filmowe, później książkowe. Myślę, że to może być ciekawa lektura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, to temat, który mi się nie nudzi :D

      Usuń

Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!

Copyright © Kasikowykurz , Blogger