Są książki, które przeczytałam, ale ich recenzje nigdy nie trafiły na bloga. Jedną z nich jest Love, Simon, co jest zabawne samo w sobie, bo ja tą książkę uwielbiam całym swoim serduchem. Ale nigdy nie zebrałam się, żeby napisać o niej choć kilka słów. Dobrą okazją może być fakt, że udało mi się w końcu przeczytać drugą część, czyli Leah gubi rytm i tak, jak Simona pokochałam, tak Leah mnie kompletnie do siebie nie przekonała.
Najpierw był film. Był uroczy, był cudowny, był piękny, był wszystkim tym, czego potrzebowałam i który mnie wzruszył, rozśmieszył i rozczulił do granic możliwości. I który prawdopodobnie widziałam już z pięć razy i zapewne do niego wrócę. Potem było Legimi i w końcu udało mi się przeczytać książkowy pierwowzór i pomijając te kilka rzeczy, które zmienili, zakochałam się w historii na nowo i uważam, że obie wspaniale się uzupełniają! Ponownie się rozczuliłam na maxa i mam wrażenie, że ten typ książek po prostu do mnie trafia!
No ale o czym to jest? Simon Spier jest uczniem Creekwood High i skrywa tajemnicę przed wszystkimi, zarówno przed rodzicami, jak i przyjaciółmi, no i przed całą szkołą. Simon jest gejem, ale nie powiedział nikomu i strasznie go to męczy, ale nie wie, jak się przyznać. Nawiązuje internetową znajomość z Blue, który również jest gejem i także się nie przyznał.
Nie wiem czemu, ale relacja Blue i Simona skradła moje serducho i z uśmiechem na twarzy śledziłam ich losy i kolejne próby nawiązania głębszej relacji. Zakończenie tej historii to miód na moje serce (taa, były łzy!) i choc wiem, że sama książka wydaje się nieco cukierkowa, to mam wrażenie, że właśnie to miała na celu - pocieszać nas i przynieść nam trochę ulgi, bo dla Simona wszystko w końcu kończy się dobrze.
Za to Leah... Leah jest najlepszą przyjaciółką Simona, jest dziewczyną plus size, która całkowicie akceptuje swoje ciało i świetnie rysuje, czego z kolei nie umie przyznać i nie wierzy w siebie. Leah także skrywa sekret przed wszystkimi i zainspirowana przez Simona postanawia zawalczyć o swoje szczęście.
Tylko, że widzicie... Ja nie lubię Leah. Nie polubiłam jej od pierwszej strony i nie udało mi się tego zrobić do samego końca. W kontekście świata wykreowanego przez Albertali uważam to za niepotrzebną kontynuację i trochę skok na kasę. Ta historia mnie nie porwała, nie wniosła nic nowego, a powiem nawet więcej - strasznie mnie denerwowała! Wydaje mi się, że po tym, co zgotował mi Simon, liczyłam jednak na coś więcej i na pewno tego nie dostałam. Nie twierdzę jednak, że jest to zła książka i nie macie jej czytać, tylko po prostu ona nie była dla mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!