grudnia 03, 2019

M. R. Carey - Pandora


Pandorę przyniosła mi Wiola, twierdząc, że wkurwię się na zakończeniu. Spoiler - nie zrobiłam tego, aczkolwiek było dziwne. Kusząca swoją oczojebną okładką długo czekała na swoją kolej, abym całkowicie mogła zanurzyć się w tej historii. Zaczęłam powoli, długo nie mogłam się zmusić, żeby dokończyć, czytając po dwadzieścia stron, by w końcu pochłonąć ją w jeden dzień, jadąc na urlop - serio, potrzebowałam 500-kilometrowej trasy, żeby ją skończyć!

Wyobraź sobie, że masz ledwie dziesięć lat i przez całe swoje życie mieszkałeś w celi bez okien. Codziennie rano uzbrojeni po zęby żołnierze przychodzą, przywiązują cię do wózka, zakładają na twarz maskę niczym ta Bane'a z Batmana i tak spędzasz cały dzień - uwięziony, ubezwłasnowolniony, wysłuchując lekcji prowadzonej przez ulubioną nauczycielkę. Wyobrażasz sobie, że jesteś niczym mitologiczna Pandora - masz wszystkie dary, siłę i upór potrzebny do tego, aby ocalić wszystkich przez zagrożeniem z zewnątrz, ale i przed samym sobą...

Nawiedzona straszną zarazą Ziemia zmieniła się nie do poznania. Nieliczni ocaleli ludzie chowają się w ściśle strzeżonych fortecach, w których prowadzą badania nad Głodnymi - głównie dziećmi zarażonymi grzybem, zmieniającym ich w coś na kształt zombie - tylko chyba są żywi. Chyba, bo nie pamiętam tego szczegółu. Generalnie ja i zombie to para, która nigdy nie powstanie, bo tematu zombie totalnie nie trawię i pewnie dlatego tak długo i opornie szła mi ta książka. Najlepsza jest zdecydowanie druga część, kiedy odeszliśmy już od wałkowania tematu badań, choroby, zarazy, a skupiliśmy się na samych bohaterach i misji, jaką sobie wyznaczyli.

Pierwsza połowa książki to dla mnie koszmar - szczegółowe opisy poczynań pani doktor, zachowania dzieciaków, opis całej tej zarazy - ja rozumiem, że to jest potrzebne tło do zrozumienia świata przedstawionego, ale nudziło mnie to okropnie i tylko wkurzało i przypominało, dlaczego w sumie nie lubię zombie. 

Dużo fajniej bawiłam się, gdy znaleźliśmy się w terenie, udało mi się zaprzyjaźnić z bohaterami, polubiłam ich i dużo chętniej śledziłam ich lody. Scena śmierci jednego z nich zdecydowanie popsuła odbiór i tylko wkurzyłam się na autora, ze ukatrupił mi chyba ulubiona postać. Ale kto, wiedząc, że panuje zaraza idzie solo?! No kto?!

Nie wiem, dla kogo jest ta książka, bo jest dziwna... Ale pewnie drugą część, jeśli wyjdzie po polsku zapewne przeczytam, bo mam nadzieję, że dotyczy konkretnej postaci, o której losach myślałam!

Tytuł: Pandora
Tytuł oryginału: The girl with all the gifts
Autor: M. R. Carey
Seria: Pandora (tom 1)
Stron: 416
Format: papier
Wydawnictwo: Otwarte

4 komentarze:

  1. Też nie wiem, dla kogo mogłaby być lektura, ale na pewno nie dla mnie :) Swoją drogą, ciekawie przełożyli tytuł...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przełożenie tytułu koszmarne, fakt :) Książka mega dziwna, ale jednak wciągnęła. Czy sięgnę po drugi tom? Nie mam pojęcia, raczej nie będę go namiętnie szukać i polować na niego

      Usuń
  2. Uwielbiam książki Careya i ta też mnie nie zawiodła ;) W Pandorze bardzo mi przypadł do gustu sposób rozprzestrzeniania sią zarazy. I dla mnie początki też nie były zachwycające pod względem fabuły, ale jednak bardzo podoba mi się styl pisania autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest ich więcej? Ja znam tylko tą :D Coś ciekawego? :))

      Usuń

Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!

Copyright © Kasikowykurz , Blogger