Stowarzyszenie miłośników Literatury i placka z kartoflanych obierek - tytuł, z którym zapoznał mnie Netflix i chwała mu za to, bo film jest cudowny, zakochałam się w nim, oglądałam nie mogąc oderwać się od ekranu i zapewne uroniłam łzę. Albo dziesięć. Logicznym więc było, że sięgnę po jej książkowy pierwowzór.
No i to chyba był błąd. Powiem wam szczerze - gdybym nie obejrzała najpierw filmu, to moja wiedza na temat fabuły tej książki byłaby znikoma, jeśli nie żadna. Chyba żadna książka w tym roku tak mnie nie wkurzała, jak ta, naprawdę, no ale po kolei.
Na kartach książki śledzimy lody bardzo młodej pisarki, Juliet, żyjącej w czasach niemieckiej okupacji. Juliet jest pisarką młodego pokolenia i choć chciałaby pisać o rzeczach ważnych, ostatecznie pisze felietony i ma swoją rubryczkę w gazecie. Wraz ze swoim najlepszym przyjacielem i wydawcą Sydneyem, który jednak nie do końca potrafi nad nią zapanować pracują nad najnowszą książką Juliet. Jest tylko jeden problem - nie wiedzą, o czym miałaby być. Jej pierwsza książka dotarła między innymi na maleńką wysepkę Guernsey, skąd dociera do niej list napisany przez Dawseya Adamsa, prostego farmera. Zafascynowana Juliet wymienia z nim kolejne listy, dowiadując się o istnieniu Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierków.
Idea tej książki jest piękna, jednak jednocześnie jest to przepiękne love story, więc nie każdemu się spodoba. Uwielbiam książkową Juliet i kocham Dawseya, a także cała ideę Stowarzyszenia, a przede wszystkim to, jak powstała! Książka ta jest idealnym odzwierciedleniem, ile dobrego mogą zrobić książki - jak łączą ludzi, niszcząc powstałe między nimi przeszkody. Jak jeden, teoretycznie nic nie znaczący tomik może kompletnie wywrócić nasze życie do góry nogami. Jak osoby poznane za pomocą słów (serio, czy ktoś jeszcze prócz mnie chciałby dostawać listy?) mogą totalnie zmienić twoje życie. Stać się twoim życiem!
Historia sama w sobie jest piękna - tu się przyznam, że ta filmowa podoba mi się o wiele bardziej, uchwyciła i wyciągnęła na powierzchnię całą magię książki, uczucia, a bohaterów postawiła w o wiele lepszym świetle i naprostowała to, co książka trochę napsuła. Na pewno obejrzę go jeszcze z 10 razy, bo jest cudowny! Co do wykonania książki... No tutaj już nie jest tak różowo, bo wkurzało mnie to niesamowicie i zaburzało odbiór książki.
Mianowicie jest ona napisana... W formie listów. Wiecie, ja naprawdę nie mam nic przeciwko listom, ale kurde, spodziewałam się dwóch, trzech, takie przerywniki fabuły. Ale one SĄ fabułą. Kompletnie durny pomysł. Wprowadza to kompletny chaos, są straszne przeskoki czasowe, niektóre listy bardziej przypominają krótkie depesze, choć autorki w żaden sposób tego nie rozgraniczają. Brakuje tła historii, wypełnienia tego, co dzieje się pomiędzy listami. Tak więc niekiedy uciekają nam dwa dni, niekiedy całe tygodnie i nic kompletnie nie jest wyjaśnione. W tym wypadku naprawdę się cieszę, że najpierw obejrzałam film, bo inaczej byłabym totalnie zagubiona, a nawet mimo to w mojej głowie zostało milion pytań bez odpowiedzi - co się z nimi działo, co czuli, jaka była ich reakcja na listy? Totalne szambo.
Do tej pory nie wiedziałam, że można kochać historię, nienawidząc książki. Bo naprawdę cieszę się, że poznałam ich piękne love story, ale totalnie żałuję, że dorwałam tą książkę...
Tytuł: Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek
Tytuł oryginału: The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society
Autor: Marry Ann Shaffer & Annie Barrows
Seria: Brak
Stron: 254
Format: mobi
Wydawnictwo: Świat Książki
Na kartach książki śledzimy lody bardzo młodej pisarki, Juliet, żyjącej w czasach niemieckiej okupacji. Juliet jest pisarką młodego pokolenia i choć chciałaby pisać o rzeczach ważnych, ostatecznie pisze felietony i ma swoją rubryczkę w gazecie. Wraz ze swoim najlepszym przyjacielem i wydawcą Sydneyem, który jednak nie do końca potrafi nad nią zapanować pracują nad najnowszą książką Juliet. Jest tylko jeden problem - nie wiedzą, o czym miałaby być. Jej pierwsza książka dotarła między innymi na maleńką wysepkę Guernsey, skąd dociera do niej list napisany przez Dawseya Adamsa, prostego farmera. Zafascynowana Juliet wymienia z nim kolejne listy, dowiadując się o istnieniu Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierków.
Idea tej książki jest piękna, jednak jednocześnie jest to przepiękne love story, więc nie każdemu się spodoba. Uwielbiam książkową Juliet i kocham Dawseya, a także cała ideę Stowarzyszenia, a przede wszystkim to, jak powstała! Książka ta jest idealnym odzwierciedleniem, ile dobrego mogą zrobić książki - jak łączą ludzi, niszcząc powstałe między nimi przeszkody. Jak jeden, teoretycznie nic nie znaczący tomik może kompletnie wywrócić nasze życie do góry nogami. Jak osoby poznane za pomocą słów (serio, czy ktoś jeszcze prócz mnie chciałby dostawać listy?) mogą totalnie zmienić twoje życie. Stać się twoim życiem!
Historia sama w sobie jest piękna - tu się przyznam, że ta filmowa podoba mi się o wiele bardziej, uchwyciła i wyciągnęła na powierzchnię całą magię książki, uczucia, a bohaterów postawiła w o wiele lepszym świetle i naprostowała to, co książka trochę napsuła. Na pewno obejrzę go jeszcze z 10 razy, bo jest cudowny! Co do wykonania książki... No tutaj już nie jest tak różowo, bo wkurzało mnie to niesamowicie i zaburzało odbiór książki.
Mianowicie jest ona napisana... W formie listów. Wiecie, ja naprawdę nie mam nic przeciwko listom, ale kurde, spodziewałam się dwóch, trzech, takie przerywniki fabuły. Ale one SĄ fabułą. Kompletnie durny pomysł. Wprowadza to kompletny chaos, są straszne przeskoki czasowe, niektóre listy bardziej przypominają krótkie depesze, choć autorki w żaden sposób tego nie rozgraniczają. Brakuje tła historii, wypełnienia tego, co dzieje się pomiędzy listami. Tak więc niekiedy uciekają nam dwa dni, niekiedy całe tygodnie i nic kompletnie nie jest wyjaśnione. W tym wypadku naprawdę się cieszę, że najpierw obejrzałam film, bo inaczej byłabym totalnie zagubiona, a nawet mimo to w mojej głowie zostało milion pytań bez odpowiedzi - co się z nimi działo, co czuli, jaka była ich reakcja na listy? Totalne szambo.
Do tej pory nie wiedziałam, że można kochać historię, nienawidząc książki. Bo naprawdę cieszę się, że poznałam ich piękne love story, ale totalnie żałuję, że dorwałam tą książkę...
Tytuł: Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek
Tytuł oryginału: The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society
Autor: Marry Ann Shaffer & Annie Barrows
Seria: Brak
Stron: 254
Format: mobi
Wydawnictwo: Świat Książki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!