Nigdy nie byłam fanem książek historycznych, ani tych opartych na faktach, ani fikcji historycznej, ani romansów historycznych, choć seriale o podobnej tematyce oglądam z umiarkowaną ciekawością. No i chyba, że to średniowiecze, a dodatkowo dajcie mi skoki, magię o druidów i przepadam bez reszty. Historia nigdy nie była tez moją mocną stroną, a uczenie się wszystkich suchych faktów i dat doprowadzało mnie do szału. Najmniej ze wszystkiego lubiłam okres pierwszej i drugiej wojny, na który w napiętym programie szkoły nigdy nie starczyło czasu.
Pracując w szpitalu państwowym w Melbourne, przez kilka lat czytała i pisała scenariusze, z których jednym zainteresował się uhonorowany Oscarem amerykański scenarzysta. W 2003 roku spotkała starszego pana, który „miał historię wartą opowiedzenia”. Dzień, w którym poznała Lalego Sokołowa, zmienił życie ich obojga. W miarę jak rozwijała się ich przyjaźń, Lale otwierał przed nią swą duszę, powierzając jej tajemnice życia w czasach Zagłady. Początkowo historia losów Lalego miała postać scenariusza, który zdobywał wiele wyróżnień w międzynarodowych konkursach, ostatecznie jednak autorka przekształciła ją w debiutancką powieść „Tatuażysta z Auschwitz” (2018).
Lale Sokołow trafił do Auschwitz w 1942 roku jako dwudziestosześciolatek. Jego zadaniem było tatuowanie numerów na przedramionach przybywających do obozu więźniów. Naznaczanie ich. Pewnego dnia w kolejce stanęła młoda przerażona dziewczyna – Gita. Lale zakochał się od pierwszego wejrzenia. I obiecał sobie, że bez względu na wszystko uratuje ją. Wykorzystał swoją pozycję nie tylko, by jej pomóc. W obozie po raz pierwszy rozmawiali, flirtowali, wymienili pocałunki. Ich uczucie przetrwało nazistowskie piekło: po wyzwoleniu odnaleźli się, pobrali i spędzili razem resztę życia.
A jednak Tatuażysta z Auschwitz chodził za mną bardzo intensywnie od kilku dni i gdy zaczęłam pytać o opinię na temat tej książki, już wiedziałam, że ją przeczytam. I wiecie co? W ogóle nie żałuje! Jest to już druga książka w tym roku, nad którą siedzę po nocach, żeby skończyć, bo nie mogę się oderwać i koniecznie muszę poznać zakończenie.
Jestem totalnie zauroczona tą historią. Od samego początku mocno trzymałam kciuki za Lalego i miałam nadzieję, że doczeka szczęśliwego zakończenia. Dla mnie ta książka, to przede wszystkim przepiękna historia miłosna o miłości, która rodzi się w najmniej spodziewanym momencie. Miłości, która pokona wszelkie przeciwności losu, nie podda się, a kochankowie zakochują się w swoich pięknych duszach, nie wyglądzie.
Byłam mocno przejęta losami bohaterów, czasem zaniepokojona i choć całą otoczkę obozu zepchnęłam na dalszy plan w odmęty świadomości, wciąż byłam ich świadoma. Świadoma okrucieństwa, jakiego dokonywali w imię niewiadomo czego. Ale ta książka to także przykład, że nawet w najgorszym kacie można znaleźć sojusznika, a najważniejsze jest to, aby dobrze się ustawić i że dobro zawsze do nas wraca.
Niezwykle emocjonująca, trzymająca w napięciu, boleśnie prawdziwa. Choć twardo się trzymałam, na łopatki rozłożył mnie epilog. Jeśli jeszcze nie czytaliście, koniecznie nadróbcie, a ja lecę czytać kontynuacje!
Tytuł: Tatuażysta z Auschwitz
Tytuł oryginału: The Tattooist of Auschwitz
Autor: Heather Morris
Seria: Tatuażysta z Auschwitz (tom 1)
Stron: 320
Format: mobi
Wydawnictwo: Marginesy
Nie czytałam tej książki, ale może mnie wciągnąć :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Mi się bardzo podobała (:
Usuń