Gizelle to ważąca ponad 70 kg suka mastifa angielskiego, nazwana na cześć roztrzepanej księżniczki Disneya. Jest też niezwykle lojalna, strachliwa i cierpliwa. A przede wszystkim ponad wszytko kocha swoją panią Lauren. Losy tych dwóch splotły się, kiedy w jej dziewiętnaste urodziny matka zobaczyła ogłoszenie w gazecie i pojechały zobaczyć szczeniaki.
Jestem psiarą od zawsze, ale nigdy nie miałam obsesji na punkcie psich historii. Jakby się nad tym zastanowić, to chyba dopiero moja druga taka książka. Pierwszą był niezastąpiony szatański Marley i Ja i te dwie książki nie mogłyby się bardziej różnic. Nie wciągnęła mnie nie wiadomo jak, ale też wiedziałam, czego się spodziewać. Mimo to na ostatnich stronach walczyłam ze łzami, mimo, że doskonale zdawałam sobie sprawę, jakie będzie zakończenie tej historii.
To nie tylko historia o przyjaźni wchodzącej w dorosłość młodej kobiety z ogromnym psem. Razem z Lauren przeżywamy pierwsza wyprowadzkę, pierwsze miłości, pierwszą poważną pracę i wszystkie te rozterki, z którymi zmaga się wchodzący w dorosłość młody człowiek. Tyle ze jej w tej drodze towarzyszy ogromny masftiff, który niejednokrotnie trochę komplikuje sprawy. Ale to też historia o zmaganiu się z uzależnieniem w rodzinie i pogodzeniem się z tym, że nie zawsze musi być idealnie.
Ale przede wszystkim jest to historia i pogodzeniu się ze stratą. Każdy właściciel psa jest świadom, że pewnego dnia przyjaciela zabraknie i stanie się to prędzej niż później. Lista Życzeń Giselle to nie do końca lista życzeń wielkiego szczeniaka, to sposób Lauren na pogodzenie się z sytuacją, desperacka próba zaakceptowania sytuacji i uspokojenia swojego sumienia. Przekonanie siebie, że zrobiła wszytko, co tylko mogła, by zapewnić swojemu psa najlepszy żywot. Że obie dokonały wszystkiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!