Sięganie po książki Riordana, jest jak spotkanie z najlepszym kumplem, który ma do opowiedzenia kolejną świetną historię. Zaczęłam od filmu, w którym się zakochałam. Przeczytałam książkę (wciąż mówimy o Percym) i było tylko lepiej. Z następnymi książkami się wstrzymałam, bo wciąż żyłam w świecie rzymskich i greckich bogów. I słuchając przygód Kane'a wciąż liczę na to, że gdzieś spotkają Percy'ego :D
Tym razem zaczynamy trochę inaczej, bo historia Cartera i Sadie jest transkrypcją nagrania (przez chwilę myślałam, że mam jakiś dziwny ebook), część historii opowiada Sadie, część Carter, czasami się przekomarzają, co jest nawet urocze. I tym razem trafiamy do krainy bogów egipskich! I właśnie za to Riordana uwielbiam, za tych bogów schowanych między zwykłymi ludźmi, za przygody nastolatków, które tak świetnie się czyta. Za to, że pod fasadą powieści przygodowej przesyła nam taką dawkę wiedzy, że nawet nie zauważymy, kiedy uczymy się nowych rzeczy. Nigdy nie mogłam zapamiętać tych wszystkich bogów i ich ról, a dzięki tym książkom jest to bardzo łatwe i przyjemne :)
Carter został z ojcem, podczas gdy jego siostra była wychowywana przez dziadków. Wszystko to stało się po śmierci ich matki, za którą odpowiedzialny wydaje się być ich ojciec. Wszystko zmienia się, gdy wysadza on w powietrze muzeum brytyjskie i przyzywa Ozyrysa... No prawie, bo coś poszło nie tak i przyzwał całą piątkę. W tym całym zamieszaniu rodzeństwo dowiaduje się, że są potomkami rodów egipskich, bardzo zresztą potężnych, a oni sami mogą być najpotężniejsi od wieków, zwłaszcza gdy są razem. Sadie budząc się odkrywa zdolność do czytania hieroglifów, Carter podczas snu oddziela się od ciała.A ich domowa kotka Muffinka okazuje się być ich obrońcą, boginią Bastet. No zakręcone! Okazuje się, że są w ogromnym niebezpieczeństwie, gdyż najgorszy z egipskich bogów - Set - pragnie ich śmierci.
Lubię u Riordana ten humor, śmieszne nazwy rozdziałów, przy których usta same się wyginają (Randka z bogiem papieru toaletowego), bogów, którzy wyglądają jak celebryci :D
Miał bladą cerę, zmierzwione czarne włosy i głębokie oczy, brązowe jak gorąca czekolada. Był ubrany w czarne dżinsy, glany (zupełnie jak ja!), podarty podkoszulek i czarną skórzaną kurtkę, która nieźle na nim leżała. Był wysoki i smukły jak szakal. Jego uszy, podobne nieco do uszu szakala, były trochę odstające (uznałam, że to słodkie), a na szyi nosił złoty łańcuch.
To, że akcja jest tak skonstruowana, że praktycznie się nie nudzę, różne postacie, każda jest inna i wyjątkowa, zawsze wynajdę sobie ulubieńca (no sorry, ale tutaj wygrywa Pawian Chufu!). I jezu, mam nadzieję, że nigdy z tego nie wyrosnę :) Mimo wszystko mam nadzieję, że Carter i Sadie spotkają Percy'ego...
Tytuł: Czerwona Piramida
Tytuł oryginału: The Red Pyramid
Autor: Rick Riordan
Seria: Kroniki Rodu Kane (tom 1)
Stron: 544
Forma: TTS
Wydawnictwo: Galeria Książki
Niestety, ja na razie Riordana mam dość, choć tematyka tej konkretnej książki jak najbardziej mnie interesuje. :P Ta druga seria o herosach wydaje mi się niezwykle nudna, tak po prostu.
OdpowiedzUsuńMówisz o Olimpijskich Herosach, czy której? Olimpijscy też mnie nudzili na początku, ale potem się rozwinęła :D
Usuń