Sarah Jio: "Marcowe fiołki"
Seria: Zaczytaj się.
Stron: 300
Wersja: Pocket
Wydawnictwo: Znak
Według legendy panoszącej się na Bainbridge, leżącej u wybrzeży Seattle, marcowe fiołki pojawiają się jedynie w ogrodach wybranych osób i tylko wtedy, gdy są naprawdę potrzebne. Wówczas, gdy tajemnice wychodzą na jaw, a kwiaty samą swoją obecnością przywołują na myśl wszystkie przewinienia i sekrety.
Emily miała wszystko. Jednak po napisaniu wspaniałej książki, która jednak nie była tym, co chciała, blokadzie weny twórczej i rozpadzie małżeństwa, miała wrażenie, że cały jej świat runął w gruzach. Po krótkim namyśle postanowiła pojechać na wyżej wymienioną wyspę, by ukoić swoje złamane serce i, jak powiedziała, na nowo odnaleźć siebie.
Bee ma tajemnicę. Mroczny sekret, o który się obawia, a przede wszystkim nie chce, by jej siostrzenica Emily wiedziała cokolwiek na ten temat. Od czterdziestu lat żyje z ta drzazgą na sercu, starannie ukrywając to przed rodziną i znajomymi.
Jednakże wszystko rujnuje tajemniczy pamiętnik, który w niewyjaśniony sposób pojawia się w szafce nocnej Emily, w domu jej ciotki, napisany specjalnie dla niej... czterdzieści lat wcześniej. Emily, pomimo złamanego serca, wrogości ciotki i wciąż rosnących przeszkód, coraz bardziej zagłębia się w opisaną historię, nie tylko odnajdując siebie, ale i raz na zawsze wyjaśniając wszelkie spory, dręczące skłóconą rodzinę.
Historia ta jest po prostu niesamowita. Gdy sięgnęłam, nie mogłam przestać i błyskawicznie przeczytałam od początku do końca. Zamknęłam, wciągnęłam mocno powietrze i przez jakiś czas pozostawałam oszołomiona tą historią. Sarah Jio oczarowała mnie swoją książką, magiczną historią i barwnymi postaciami. Mam na półce jeszcze jedną jej książkę, "Jeżynową Zimę", po którą bez wątpienia z przyjemnością sięgnę. Zdecydowanie jest to książka, której nie można ominąć, autorka, której nie można nie docenić.
To, co mi się bardzo podoba, to historie z przeszłości, które wychodzą na jaw, zgrzyty, które zostają naprawione. Przeszłość miesza się z teraźniejszością, opowiadając historie wielu osób, pozornie niezwiązanych, a tak naprawdę tworzących jedną wielką całość. Całość przypomina mi nieco "Nasze szczęśliwe dni", z tym wyjątkiem, że mamy do czynienia z dużo szczęśliwszym zakończeniem.
Emily miała wszystko. Jednak po napisaniu wspaniałej książki, która jednak nie była tym, co chciała, blokadzie weny twórczej i rozpadzie małżeństwa, miała wrażenie, że cały jej świat runął w gruzach. Po krótkim namyśle postanowiła pojechać na wyżej wymienioną wyspę, by ukoić swoje złamane serce i, jak powiedziała, na nowo odnaleźć siebie.
Bee ma tajemnicę. Mroczny sekret, o który się obawia, a przede wszystkim nie chce, by jej siostrzenica Emily wiedziała cokolwiek na ten temat. Od czterdziestu lat żyje z ta drzazgą na sercu, starannie ukrywając to przed rodziną i znajomymi.
Jednakże wszystko rujnuje tajemniczy pamiętnik, który w niewyjaśniony sposób pojawia się w szafce nocnej Emily, w domu jej ciotki, napisany specjalnie dla niej... czterdzieści lat wcześniej. Emily, pomimo złamanego serca, wrogości ciotki i wciąż rosnących przeszkód, coraz bardziej zagłębia się w opisaną historię, nie tylko odnajdując siebie, ale i raz na zawsze wyjaśniając wszelkie spory, dręczące skłóconą rodzinę.
Historia ta jest po prostu niesamowita. Gdy sięgnęłam, nie mogłam przestać i błyskawicznie przeczytałam od początku do końca. Zamknęłam, wciągnęłam mocno powietrze i przez jakiś czas pozostawałam oszołomiona tą historią. Sarah Jio oczarowała mnie swoją książką, magiczną historią i barwnymi postaciami. Mam na półce jeszcze jedną jej książkę, "Jeżynową Zimę", po którą bez wątpienia z przyjemnością sięgnę. Zdecydowanie jest to książka, której nie można ominąć, autorka, której nie można nie docenić.
To, co mi się bardzo podoba, to historie z przeszłości, które wychodzą na jaw, zgrzyty, które zostają naprawione. Przeszłość miesza się z teraźniejszością, opowiadając historie wielu osób, pozornie niezwiązanych, a tak naprawdę tworzących jedną wielką całość. Całość przypomina mi nieco "Nasze szczęśliwe dni", z tym wyjątkiem, że mamy do czynienia z dużo szczęśliwszym zakończeniem.
Moja ocena: 6/6
No zobaczymy, pewnie kiedyś natknę się na tą książkę
OdpowiedzUsuńEj, ja serio mówię, skończ najpierw zmierzch ^
UsuńCiekawa historia. Gdyby udała się mi dorwać tę książkę, przeczytałabym ją chyba w jeden dzień :)
OdpowiedzUsuńTak od rana do wieczora? Bez problemu, bo naprawdę fajnie się ja czyta :)
UsuńZapraszam serdecznie na NN // http://chartykas.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuń