września 04, 2018

Dawn Barker - Pozwól jej odejść


Ostatni natłok pracy i zmęczenia nie pozwolił mi skończyć książki, mimo iż zaczęła się świetnie, a im dalej tym lepiej. Na Dawn Barker trafiłam już wcześniej, ale nie powaliła mnie na łopatki. Pierwsza połowa książki jak najbardziej, ale w drugiej strasznie zaczęła mnie irytować główna bohaterka i tylko czekałam na koniec.

Zoe nie miała łatwego startu. Jako młoda dziewczyna zachorowała na toczeń, który co jakiś czas powraca, stwarzając problemy w normalnym funkcjonowaniu. Sprawił także, że mimo wielu prób, każda ciąża Zoe kończy się poronieniem i w końcu pada najgorsza diagnoza: Nigdy nie będzie miała dzieci. A dziecko, ta mała kruszynka, jest czymś, o czym marzy najbardziej na świecie. Obserwując swoją przyrodnią siostrę, jej szczęście rodzinne i trójkę uroczych dzieci, zapada się w sobie i czuje niepohamowaną zazdrość. Tak bardzo chciałaby by być na jej miejscu...

Pewnego dnia jej marzenie się spełnia, gdy jej siostra postanawia zostać surogatką i urodzić jej dziecko. Ale czy naprawdę możliwe jest, aby matka wyrzekła się swojego dziecka, które przez 9 miesięcy nosi pod sercem, a gdy słyszy jej pierwszy krzyk to pragnie tylko kochać i chronić małą Louise.

Mąż Zoe, Lachlan, przez większość czasu jest poza domem, pracując w kopalni złota i rzadko bywa w domu. Po narodzinach córki coś się dzieje i zaczyna odsuwać się od żony. Zwalnia się z pracy, pije, snuje się po domu, nie zajmuje się córką. Zoe ma wrażenie, że zyskując córkę, traci męża. Jaka tajemnica kryje się za jego zachowaniem?

Książkę czytało mi się bardzo dobrze i szybko, oczywiście w tych momentach, gdzie ze zmęczenia nie przysypiałam na siedząco :D Mamy tu wiele, rywalizację przyrodnich sióstr, która trwa od momentu narodzin, a po urodzeniu Louise przeradza się w coś więcej. Zeo odkrywa prawdziwą twarz Nadii i dowiaduje się, do czego jest zdolna matka, która żałuje oddania własnego dziecka. Nawet, jeśli zrobiła to legalnie, za pośrednictwem sądu i taka była umowa... Jest to chyba najciekawszy wątek w książce i jej główny napędzacz - Louise. 

Akcja dzieje się dwutorowo - za czasów nastoletniej Louise, gdzie to ona i jej problemy z rodzicami wiodą prym - oraz w czasach zanim się pojawiła na świecie i już po jej urodzeniu. Czytając mam wrażenie, że matka nowo narodzonej Lou i tej piętnastoletniej to dwie, kompletnie różne osoby. Trudno uwierzyć, jak wszystkie te wydarzenia wpłynęły na Zoe i jak bardzo ją zmieniły.

To, co mnie wkurza w tej książce, to kłótnia Zoe z Lachlanem. Wiem, że coś się między nimi dzieje, wiem, że coś się stało w pracy Lachlana (w końcu nie rzuca się pracy od tak!), ale do jasnej cholery, czy naprawdę muszą robić takie podchody i prawie, że fochy "nie mogę ci powiedzieć"? Skoro są małżeństwem i się kochają, to chyba rozmawiają ze sobą? Argh. Sama chciałam wstać i mu jebnąć, żeby się ogarnął. Druga rzecz to kwestia dwutorowości akcji, której po prostu nie lubię. Nie znoszę takich skoków w czasie, gdzie przez chwilę jestem powiedzmy w 2015, a za chwilę w 2000.... Chę być albo tu, albo tu. Zwłaszcza, że jedna historia jest zdecydowanie lepsza od drugiej i wolę tą Zoe z młodości niż tą znerwicowaną sztuczną póżniejszą.

Może się mylę, ale mam wrażenie, że Barker ma tendencje (i talent) do kreowania bardzo wkurzających kobiecych bohaterek :) Chociaż Zoe to pryszcz, przy poprzedniej (Pęknięte Odbicie). Będę musiała więcej jej książek przeczytać, żeby się przekonać :)

Książka generalnie na plus, nie zrażam się do autorki, wręcz przeciwnie - chcę jeszcze. Porusza ona trudne tematy rodzicielstwa, surogatki, zgrabnie wplecione etapy i prawne przeniesienie praw rodzicielskich i niesamowitej sile miłości matki do dziecka. Czyta się to lekko i przyjemnie, zdecydowanie na plus :)

Tytuł: Pozwól jej odejść.
Tytuł oryginału: Let her go.
Autor: Dawn Barker
Seria: brak.
Liczba stron: 440
Formant: mobi.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!

Copyright © Kasikowykurz , Blogger