Z braku pomysłów na lekturę poprosiłam M o wybranie mi paru pozycji i, o dziwo, trafił w punkt w mój gust. Jedna z nich był właśnie Srebrny Łabędź, książka, której nigdy wcześniej nie widziałam na oczy, ale której opis mnie urzekł.
Szybko okazało się, że ja chyba nastawiłam się na coś innego. Obiecano mi coś mrocznego, jakaś tajemnice, ale brakowało mi tego niemal przez cały czas. Niemal, bo muszę przyznać, że końcówka wynagradza mi to oczekiwanie i mam ochotę od razu zabrać się za kolejny tom! Jest coś takiego w prywatnych szkołach, że niezmiennie mnie do siebie przyciągają i chyba jeszcze nigdy nie zawiodłam się na historii odgrywanej w murach elitarnej placówki.
Fakt, że na najciekawszą część trzeba trochę poczekać i warto uzbroić się w cierpliwość, ale póki co jest warto, a ja jestem cholernie zaintrygowana. Historia jest niezła, postacie da się lubić, choć niekoniecznie podobają mi się ich motywy i postępowanie, ale wydaje się takie typowe dla uczniów prywatnej szkoły. Nawet Warki erotyczne są spoko, nie są przesadzone ani nadmiernie wyuzdane, po prostu tu pasują, co także jest ogromnym plusem, a cięty język Madison nie wywołuje dziwnego uczucia.
Moją chyba ulubioną częścią jest tajemnicza książka, którą Madi znajduje w bibliotece i trochę żałuje, że było jej tak mało, bo jest cholernie ciekawa i sama chciałabym się kiedyś natknąć na taki skarb. Zdecydowanie jest to najlepszy punkt historii.
Jak dla mnie nie jest to kolejny typowy erotyk, ale historia z potencjałem, a ja czekam na ciąg dalszy! I w sumie z braku pomysłów na podsumowanie drugiej części, która była bardzo krótka, ale zamiast dostarczyć mi jakichś odpowiedzi, dała tylko więcej pytań! Ja naprawdę jestem zachwycona fabułą i otoczka mrocznej historii szkoły. Uwielbiam tą tajemniczą księgę, którą Madison odnalazła w pierwszym tomie i co jakiś czas do niej wraca, a my odkrywamy historię razem z nią i muszę przyznać, że raz zdarzyło mi się zatrzymać w pół kroku, jak dotarło do mnie, co właśnie przeczytała, a zdarza mi się to niezmiernie rzadko!
I dla tej właśnie historii, bo absolutnie nie dla bohaterów, wróciłam do drugiego tomu już po zaledwie kilku dniach, co też mi się prawie nie zdarza, u mnie czytanie serii to raczej jeden tom na rok i takie kopanie się w tyłek, żeby je ruszyć. W ogóle czy ja już mówiłam, że uwielbiam te okładki? Mają w sobie jakiś taki klimat, są jednocześnie dziwne, odpychające, ale i intrygujące.
Ale główną bohaterkę to ja mam ochotę trzasnąć w łepetynę, bo jej niezdecydowanie i głupota wołają o pomstę do nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!