Pracując jako dziennikarka, Eva opisała historie czterech porwanych kobiet. Nikt nie wie, dlaczego zostały uprowadzone, kto to zrobił, ani co je łączy, poza tym, że trzy z nich zostały wypuszczone po dziesięciu dniach. Teraz to Eva staje się piątą ofiarą.
Naprawdę uwielbiam sięgać po nowych autorów, nie mając o nic zbytniego pojęcia, bo nigdy nie wiem, czym mnie zaskoczą. Tym bardziej, jeśli autor serwuje mi thriller psychologiczny. I choć od jakiegoś czasu z gatunkiem się trochę mijamy, naprawdę fajnie jest wrócić. Od razu zaznaczę, że nie nie jest to ten typ książki, w której na każdym zakręcie dostajemy taką dawkę napięcia, że trudno usiedzieć w miejscu, a przynajmniej ja tego tak nie odczułam. Mieliśmy wzloty i upadki, było kilka takich momentów, kiedy napięcie siadło, ale generalnie nie narzekam i zaangażowałam się w tą historię.
Od początku trochę wiemy - kobiety zostają wypuszczone po dziesięciu dniach, są przetrzymywane w zamkniętym pomieszczeniu, upokorzone i niewiele pamiętają. Wraz z Evą przeżywamy każdy dzień po kolei i to właśnie tutaj tkwi największe napięcie. To thriller, który wymusza na nas pytania i szukanie odpowiedzi. Czy Eva się załamie? Czy przeżyje? Jak wpłynie na nią odizolowanie, cisza, brak kontaktu z drugim człowiekiem? I przede wszystkim to najważniejsze pytanie - czy po upływie dziesięciu dni wyjdzie na wolność?
Trochę zawiodło mnie zakończenie, nie jest złe, ale chyba spodziewałam się większego wow. Jest trochę otwarte, jakby autorka zostawiała sobie furtkę, a szczerze mówiąc, ewentualna kontynuacja mogłaby być ciekawa... Postać porywacza jest okrutnie ciekawa i ciężko nie zadać sobie pytania, ile winy w tym wszystkim jest otoczenia, a ile zaburzeń i złego osądu. Wyszło naprawdę spoko!
[współpraca z Labreto]
Tytuł oryginału: Ten days
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!