"Wszystko zaczęło się od kota"
Evi Brouver wydaje się być zwyczajnie rozwijającym się dzieckiem, będącym częścią zwyczajnej całości - ma mamę, tatę i kota, który towarzyszy jej niemalże na każdym kroku. Jednakże pewnego dnia idylliczny obraz rozpada się na milion kawałków, kiedy okazuje się, że Evi cierpi na chorobę mięśnia sercowego, która stopniowo odbiera jej wszystko. Od małego bardzo spokojna i wyważona, ze stoickim wręcz spokojem przyjmuje kolejne nowiny i godzi się ze swoim losem. Z dnia na dzień staje się coraz słabsza, coraz mniej może i większość dnia spędza na kanapie, przytulona do kota. Ze spokojem przyjmuję decyzję o rozwodzie rodziców, widząc już od dawna, jak bardzo męczą się ze sobą i jak jej choroba zniszczyła ich piękne małżeństwo.
"Kiedy nie mogłam spać, zamartwiałam się. Nie o siebie. Myślałam o mamie.
O tym, że jeśli umrę, na pewno się załamie"
Pada ostateczna diagnoza: przeszczep serca. Dawczynią zostaje młoda Finya, wywodząca się z bogatej rodziny buntowniczka, która ginie w wypadku samochodowym. Po przeszczepie Evi szybko odzyskuje sprawność i utracone życie, jednakże wydaje się, że dzieje się coś więcej. Zaczęło się od kota, który na widok Evi czmycha i chowa się po kątach, nie chcąc nawet do nie podejść. W jej zachowaniu zachodzą drobne zmiany, które zdaje się zauważać tylko jej matka, Chantal. Przestaje jeść lubiane dotąd warzywa, nie podobają się jej ubrania, zaczynam wymykać się z domu, ciągnie ją do tajemniczego Sandera i zaczyna odwiedzać miejsca, w których nigdy dotąd nie była. Czy serce pamięta, do kogo należało i przekazuje swoje wspomnienia?
"Odłączenie aparatury było jedynie formalnością. Finya opuściła już to spętane ciało"
Od samego początku narracja prowadzona jest pierwszoosobowo, ale z perspektywy różnych osób. Ma to swoje plusy i minusy. Z jednej strony dostajemy dokładny wgląd w myśli każdego z bohaterów i mamy różny wgląd na sytuację, zarówno z punktu widzenia powiedzmy Evi, jak i jej matki. Bardzo fajnie została przedstawiona sporawa przeszczepu, bo poznajemy zarówno myśli Evi, jej rodziców, jak i przechodzimy przez wszystkie stadia żałoby wraz z rodziną Finyi. Mamy szansę poznać lepiej każdego z bohaterów, polubić ich. Z drugiej strony wkurza mnie to niesamowicie, bo utrudnia mi skupienie się na książce i nie lubię takiego skakanie z postaci na postać, bo nigdy nie wiem, w czyjej głowie właśnie siedzę...
Ciężko mi powiedzieć, którą postać lubię najmniej, ale chyba Chantal, która zdaje się pogrążać w swoich szaleństwach. Jednocześnie jej paranoja i matczyny instynkt prowadzą nas do bardzo ciekawych rzeczy i sama zaczynam się zastanawiać, czy coś takiego ,jak pamięć tkankowa istnieje i czy pod wpływem przeszczepu jesteśmy w stanie odkryć w sobie nowe umiejętność i cechy charakteru?
Dominika van Eijkelenborg (nawet nie umiem tego wypowiedzieć!) powoli buduje napięcie, skupiając się raczej na bohaterach i tym, co dzieje się w ich wnętrzu, niż na prowadzeniu akcji. Umiejętnie tłumaczy nam medyczne terminy, a narracja, mimo, że z perspektywy różnych osób wydaje się wiarygodna, dobrze wchodzi w różne role i potrafi nam zaprezentować punkt widzenia bohaterów. Oni sami są różnorodni i mają swoją głębie, nie są to płytkie postacie, które jedyne, co robią, to nas wkurzają.
Z czasem jednak książka zaczyna nużyć. Evi zaczyna wsiąkać w dawne środowisko Finyi, ale zastanawiam się czy to ma sens? Jaki to ma cel? Jest tego za dużo, powtarzanie sytuacji z różnych punktów widzenia robi się męczące, a ja parę razy zastanawiałam się, czy nie cofnęłam się przypadkiem w książce, że znów czytam to samo... Bardzo irytujący zabieg. Nikt nie rozumie, dlaczego Evi znajduje się wśród nich, uważają ją za piąte koło u wozu i szczerze? Ja też zaczynam tak czuć. Jest tu mnóstwo fabuły, którą uważam za niepotrzebną i wyrzucenie jej uczyniłoby książkę łatwiejszą i przyjemniejszą w odbiorze.
Spodziewałam się trochę innego zakończenia, ale generalnie pod koniec akcja znowu się rozpędza i już gnamy na łeb na szyję. Szkoda tylko, że tak długo musiałam czekać.
Spodziewałam się trochę innego zakończenia, ale generalnie pod koniec akcja znowu się rozpędza i już gnamy na łeb na szyję. Szkoda tylko, że tak długo musiałam czekać.
Tytuł: Tkanki
Tytuł oryginału: jak wyżej
Autor: Dominika van Eijkelenborg
Stron: 456
Forma: mobi
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiecie
Tematyka zachęca do sięgnięcia po tę książkę, ale to nie pierwsza recenzja, w której czytelnik zaznacza, że powieść niestety nudzi... A szkoda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Zapowiadało sie dobrze, ale gdzieś po drodze nie wyszło
UsuńTemat ciekawy ale twoja recenzja jest już kolejną w której spotkałam się z opinią, że został dość nużąco potraktowany, więc raczej po nią nie sięgnę
OdpowiedzUsuńtrybunpopkulturowy.blogspot.com/
Widzę, że nie jestem sama :)
Usuń