Jakoś niedługo po premierze poleźliśmy z M na "Zabójcze Maszyny". Mając do wyboru Grincha, którego oglądania odmówiłam (serio, ale oglądanie w kinie czegoś, co zna się na pamięć nie ma dla mnie sensu), a Robin Hooda, którego co prawda chętnie bym obejrzała, ale znów - odgrzewany kotlet i nie dam się zabrać na dubbing. Padło więc na Zabójcze Maszyny i dobrze, bo chciałam ten film obejrzeć zaintrygował mnie. Książkę ogarnęłam tego samego dnia, którego poszliśmy na film, ale zaczęłam parę dni później - i tu był mój błąd, bo byłam na świeżo i przez pierwszą połowę książki jedyne, co robiłam, to porównywałam obie wersje do siebie. Wkurzające... I nawet planowałam zrobić takiego mega spojlerowanego posta porównującego do siebie obie produkcje, ale chyba nie chcę się bawić w takie porównywanie :)
Świat zmienił się całkowicie w czasie 60 minutowej wojny, która zmiotła większość rzeczy z powierzchni ziemi. Genialny naukowiec Quirke opracował ruchome miasta - doskonałe maszyny, wielkie miasta jak Londyn, ale małe nic nie znaczące miasteczka. Opracowano też idealnie działający miejski darwinizm - duże potęgi pożerały małe, przywłaszczając sobie ich zasoby. I przez stulecia działało to doskonale. Jednakże istnieją także antymobiliści - ludzie, którzy przeciwstawiają się miejskiemu darwinizmowi, pragnąć żyć spokojnie w osadzonych na stałe miastach.
Po setkach lat działania takiego systemu zaczyna brakować pożywienia, zapasów, paliwa. Władze Londynu, jednej z największych potęg ruszają na Shan Guo - imperium antymobilistów osadzone za grubym murem, przed którym rozpościera się cmentarzysko tych, którzy do tej pory próbowali. Londyn wierzy, że im się uda, bo mają coś, co zapewnia im przewagę - coś, co pozwoliło tysiąc lat temu wygrać wojnę sześćdziesięciominutową.
Zabójcze Maszyny są pierwszym tomem serii Żywe Maszyny, ale nie dopatrzyłam się zbytnio drugiego i mam wrażenie, że u nas ta seria przeszła bez echa i gdyby nie film, wiele osób do dziś nic by na jej temat nie wiedziało i być może nigdy nie sięgnęło. Mnie zachęcił film i powiem Wam, że nie żałuję. Reeve ma ciekawą koncepcję czy też wizję świata, chyba nawet oryginalną, bo nie spotkałam się z czymś takim.
Zabójcze Maszyny są pierwszym tomem serii Żywe Maszyny, ale nie dopatrzyłam się zbytnio drugiego i mam wrażenie, że u nas ta seria przeszła bez echa i gdyby nie film, wiele osób do dziś nic by na jej temat nie wiedziało i być może nigdy nie sięgnęło. Mnie zachęcił film i powiem Wam, że nie żałuję. Reeve ma ciekawą koncepcję czy też wizję świata, chyba nawet oryginalną, bo nie spotkałam się z czymś takim.
Brakuje mi jednak rozwinięcia tego uniwersum, bo wpadamy w historię trochę w środku, kiedy wszystkiego brak, a Londyn już powziął decyzję, która zmieni bieg przyszłości. Książka trochę więcej mówi na ten temat niż film, ale wciąż wiele rzeczy pozostaje niewyjaśnionych i brakuje mi chociażby rozwinięcia samych ruchomych miast. Ja się pytam jak to działa, jak oni ruszyli CAŁE MIASTA, jak na to wpadli? No tego nie ma...
Bardzo fajnie za to są poprowadzone postacie. Mimo niewielkiej objętości książki dostajemy ich pełen opis, przeżycia, a nawet historię, o czym wielu autorów zapomina, a piszą grubsze woluminy... Mamy wystarczająco dużo informacji, aby ich polubić bądź znienawidzić, ale też bez problemu możemy zrozumieć ich motywację i postępowanie i ja to szanuję.
Pierwotnie wydana w 2003 roku książka jest debiutem literackim Reeve'a i wiecie co? W życiu bym nie powiedziała, że jest to debiut. Czy książka zapadnie mi w pamięć na dłużej nie wiem, ale będę ją miło wspominać i gdy tylko uda mi się dorwać, przeczytam ciąg dalszy.
Tytuł: Zabójcze Maszyny
Tytuł oryginału: Mortal Engines
Seria: Żywe Maszyny (Tom 1)
Autor: Philip Reeve
Stron: 296
Format: mobi
Wydawnictwo: Amber
Jestem ciekawa zarówno filmu, jak i książki. I w tym układzie wstrzymam się z oglądaniem, aby móc przeczytać tę powieść :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie! Z reguły nie robi mi tu różnicy, ale w tym wypadku zepsuło radość z książki. Nie zmienia to faktu, że oba mi się podobały :)
UsuńKsiążkę czytałem i wspominam ją bardzo przyjemnie. Jeśli chodzi o film to planuję go obejrzeć, ale bez sprecyzowanej daty do tej czynności. Może kupię sobie na dvd albo z jakiegoś serwisu z filmami. To się jeszcze zobaczy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja do filmu najprawdopodobniej kiedyś wrócę, bo jako taki mi się bardzo podobał :)
Usuń