Nigdy nie sądziłam, że przeczytam coś spod pióra tej pani, ale gdy ogarnęłam, że moja mama ma taką książkę w domu (ba, była tam całe moje życie!) stwierdziłam a co mi tam i wzięłam na spróbowanie. Może i dobrze się stało, że dorwałam ją tak późno, bo inaczej mogłaby być tylko płaska historią, a tak jest przepełniona emocjami! Plus chyba będę mieć do niej sentyment, bo ma prawie tyle samo lat, co ja, a do tego ma taki cudowny zapach starej książki <3.
Nie wiem, czy wolno mi to powiedzieć po jednej książce, ale uwielbiam jej styl i język! Czyta się szybko, nic nie jest nachalne, a postacie są takie... życiowe i da się je lubić. Ich zmiany są wiarygodne, tak samo jak i czyny i dość łatwo jest się postawić w ich sytuacji, a to uwielbiam. Nie znoszę idealnych bohaterów, którzy myślą, że wszystko im wolno i zawsze udaje im się wyjść z opresji albo rozwiązać jakiś problem. Książka jest mega życiowa, choć nie jest to życie usłane różami i zdecydowanie byśmy takiego nie chcieli.
Bernard Fine pogodził się już z faktem, że być może zawsze będzie sam. Nigdy nie trafiał na odpowiednie kobiety, choć łut szczęścia pozwolił mu znaleźć pracę, którą uwielbia, a jego szef jest jego najlepszym przyjacielem. Pewnego dnia poznaje jednak Elizabeth O'Reilly - katoliczkę z pięcioletnią córeczką. Zakochuje się w obu paniach od pierwszego wejrzenia i jak się niedługo okazuje - z wzajemnością. Gdy wydaje się, że wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, a Bernard, mąż i ojciec nigdy nie będzie szczęśliwszy - na ich rodzinę spada ogromne nieszczęście i niewyobrażalna tragedia...
Pierwsza część książki to takie spokojne zapoznanie się, kibicowanie bohaterom, a potem ogrzewanie się w blasku ich szczęścia i uwierzcie mi, że czytało się to bardzo dobrze, byłam za nimi całym serduchem i jarałam się jak dziecko czytając o ich szczęściu, które było wręcz namacalne. Za to druga połowa? Matko boska, ta kobieta jest nieczuła, nie dba o moje serce, wyciska mi tony łez, a gdy już myślę, że się pozbierała, ona wbija mi nóż jeszcze głębiej w serce i nie daje złapać oddechu. Serio, ale musiałam sobie robić przerwy i odkładać ją, żeby dojść do siebie. Jeśli lubicie sobie popłakać bez powodu i kompletnie się rozkleić na książce to serio polecam. Będę musiała spojrzeć na inne książki tej pani, żeby zobaczyć, czy to efekt stały, czy to było przypadkiem. Nie polecam czytać przy ludziach, bo na mnie M zawsze patrzy jak na debila jak płaczę na książkach/filmach.
Generalnie spodziewałam się łzawego romansu, a dostałam naprawdę głęboka historię o pięknej miłości. Totalnie ubóstwiam małą Jane.
Tytuł: Wszystko, co najlepsze
Tytuł oryginału: Fine things
Autor: Danielle Steel
Stron: 400
Format: Papier
Wydawnictwo: Książnica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!