Miałam problem z tą książką, przyznaje. Cały jej środek stanowił dla mnie problem i ciężko było mi się przez niego przebić, kręciłam nosem i posuwałam się na przód w żółwim tempie, bo w żaden sposób nie potrafiłam się wgryźć w historię. Jak dla mnie bardzo mocny start, świetna końcówkach ale ten środek to tak leży i kwiczy.
Jest sylwester, Onna za chwile będzie świętować swoje urodziny, jest otoczona przyjaciółmi i chłopakiem, którego kocha. Odlicza sekundy do nowego roku, i noworocznego pocałunku. Tyle, że gdy wybija północ Oona budzi się w swojej 52-letniej wersji, ponad trzydzieści lat później. I tak mija jej życie. Przeżywa je losowo, co roku, pierwszego stycznia budząc się w innym roku, nigdy po kolei, z czystą kartą.
Tą opowieść można przeżyć na dwa sposoby a albo ubolewając nad jego losowością, bo jak tu przeżyć życie, skoro dziś jesteś w latach osiemdziesiątych, a za chwilę budzisz się w 2005? Albo po prostu cieszyć się czystą kartą i spróbować przeżyć je jak najlepiej. Oona po części robi obie rzeczy, choć dużo więcej zajmuje jej narzekanie i psioczenie na swój los (stad też moja niechęć do środkowej części książki, ale też te skoki były dla mnie w pewnym momencie męczące). Ja osobiście nie wyobrażam sobie takiego skakania co roku, za bardzo jestem przywiązana do swojej szarej rzeczywistości ;).
Mimo słabszego środka - bo w końcu jeśli nie lubię osoby, z którą spędza ona cały rok, to ciężko mi się wkręcić w historię na danym etapie, zakończenie to jest coś, na co zdecydowanie warto czekać! Nie spodziewałam się takiego rozwiązania i jestem jego fanką, uwielbiam w jaki sposób historia się potoczyła i jestem prawie pewna, że mnie wzruszyło. Wszystko, co Oona musiał przeżyć, doprowadziło ją do tego ostatniego momentu i ja to totalnie szanuję. Jaki całość jest cudowna i zdecydowanie próbuje nam przekazać, że zarówno dobre jak i złe momenty są częścią życia i oba kształtują nas jaki człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!