W szkole średniej w małym miasteczku w Alabamie zaczyna się nowy semestr. Jest jak co roku. W auli dyrektorka przynudza o wytężonej pracy i sumiennej nauce. Wszyscy odliczają sekundy do momentu, gdy będzie można wreszcie wyjść. Żaden uczeń nie spodziewa się jeszcze, że gdy wstaną, by rozejść się do klas, nikt nie opuści auli. Drzwi będą zablokowane. Ktoś wyjdzie na scenę i zmieni tę szkołę na zawsze. Każdy z zebranych będzie musiał stanąć twarzą w twarz nie tylko z tym, co nastąpi, ale też z własnymi lękami i pragnieniami. Tyler konfrontował się z nimi od dawna. Upływają kolejne minuty. Potem nic już nie będzie takie jak wcześniej.
Fun fact: nie czytam opisów książek i byłam święcie przekonana, że to jest... romans! Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie, gdy zaczęłam ją czytać i do sali gimnastycznej pod koniec apelu wchodzi chłopak z bronią. Podejrzewam, że częściowo dlatego wywarła na mnie takie wrażenie, bo nie była w ogóle tym, czego się po niej spodziewałam. W ogóle nie mogłam się od niej oderwać!
Do tej pory czytałam już trochę książek, w których motywem była strzelanina i ta plasuje się chyba w tym samym miejscu, co 19 minut Jodi Picoult. Tam horror trwał tytułowe 19 minut, tutaj były to... może dwie godziny lekcyjne? Nie zwróciłam uwagi. To zawsze jest temat, który porusza serce, zawsze jest ciężki i prawdopodobnie nigdy do końca nie zadowoli, bo zupełnie inaczej odbierze to osoba, która nigdy się w takiej sytuacji nie znalazła, a inaczej ta, która miała już z nią styczność.
Dla mnie to było cos świetnego. Nigdy wcześniej nie trafiłam na tą autorkę, ale bardzo chętnie przeczytałabym coś jeszcze. Świetnie wykreowane postacie, dramat rodzinny, który przerodził się w piekło na terenie szkolnym. Bardzo subtelnie wybierane ofiary, dopracowana do ostateczności zemsta. Podczas czytania czułam, jak szybko wali mi serce, a na twarzy miałam wypieki, tak mnie wciągnęła w siebie. I mimo tak tragicznej w skutkach sytuacji, nie potrafiłam nie współczuć sprawcy, bo w jakiś sposób udało mi się go zrozumieć, przejrzałam tą maskę bezwzględności, za którą się krył i było mi przykro, że został złamany tak bardzo, że do tego doszło.
Cieszę się też, że autorka skupiła się w książce tylko na tym jednym popołudniu i nie próbowała tego zbytnio analizować, dzięki temu emocje sięgały zenitu, a osąd mogliśmy wydać sami. nie zmienia to faktu, że na ostatnim rozdziale naprawdę musiałam się pilnować, żeby się nie rozryczeć, a samo pożegnanie było po prostu piękne. Piękne i rozdzierające serce.
Uwielbiam, kiedy książka tak bardzo mnie zaskakuje, a mam wrażenie, że ta konkretna pozostanie ze mną na dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!