sierpnia 26, 2018

Emily Rodda - Jezioro Łez


Drugi tom Pasa Deltory zaczyna się praktycznie w momencie skończenia pierwszego. Nie wiem czemu, ale czytając pierwszy to, byłam świecie przekonana, ze główny bohater, Lief, ma 10 lat. W rzeczywistości ma 16 i nie jestem w stanie powiedzieć, co mi siw ubzdurało (poza tym, że zasnęłam w trakcie, co jednak się nie wydarzyło).

W tej części nasi bohaterowie wyruszają nad Jezioro Łez, kolejne niebezpieczne miejsce, nad którym prawdopodobnie znajduje się kolejny kamień. Podobnie jak w pierwszej części, także tutaj akcja jest dosyć szczątkowa, chociaż główny watek zajmuje zdecydowanie więcej czasu, a nawet jest drugi! Dzięki temu mam wrażenie, że faktycznie coś się dzieje, a nie cały czas idą lub też leżą nieprzytomni w puszczy.

Początkowo trafiają do domku rodzieństwa (a może małżeństwa), Nid i Doj, którzy oferują im gościnę i posiłek. Tylko Lief, noszący pas Deltory z pierwszym kamieniem, rozumie, co do niego mówią i nie są to miłe słowa, bo tak mili ludzie sa raczej potworami pokroju Baby Jagi, chcą nakarmić bohaterów, a następnie ich zabić. Dzięki mocy klejnotu, Lief słyszy prawdziwe słowa i ratuje swoich przyjaciół.

Siedział teraz nieruchomo z pochyloną głową, zakrywając dłońmi topaz, gdy
Doj stawiał na stole tacę z napojami i półmiskiem małych ciasteczek.
-
- Żryjcie, barany - powiedział Doj. - To wasz ostatni posiłek w życiu!
Liefowi zjeżyły się włosy na głowie. Czyżby miał halucynacje? A może przysnął na chwilę? Zerknął na Bardę i ujrzał uśmiech zadowolenia na jego twarzy. Jasmine także siedziała spokojnie.

U Nid i Doj natykają się na małego stworka, Manusa, który przez 5 lat był więźniem potworów. Manus jest niemy i porozumiewa się za pomocą dziwnych znaków i muzyki, którą gra na flecie. A w tej muzyce przemyca wszystkie emocje których nie jest w stanie przekazać słowami i gestami. Odgrywa on ogromna role w podroży naszych bohaterów i w całej książce. Wyobrażam go sobie jako takiego małego włochatego stworka, był w Gwiezdnych Wojnach, ale nie wiem jak się zwał. I jest chyba moją ulubioną postacią :D

Jak już wspomniałam wyżej, akcja dzieje sie szybko i zajmuje niewiele czasu. Mam wrażenie, że jest to bardzo dobry potencjał, ale zdecydowanie poświęca mu się za mało czasu. Jak byłam mala i to czytałam, nie przeszkadzało mi to. Jarałam się ta książką, choć pewnie kończyłam ją w jeden dzień. W sumie dalej tak jest, ale widzę te błędy. Jak dla mnie, strasznie nagle się kończy! Testuje sobie teraz czytacza (o tym kiedy indziej) i nawet nie ogarnęłam, ze już koniec książki, bo jakby urywała się nagle, bez konkretnego zakończenia. Jakby ktoś wam czytał książkę i nagle ją zamknął z głośnym hukiem. Niemiłe uczucie.

Fajne za to jest to, ze na samym początku mamy krótkie przypomnienie, co się działo w poprzedniej książce. Nawet jak czytam jedna po drugiej to jest milo bo zawsze mogło mi coś umknąć. Na przykład wiek bohatera... Przypomina mi to, jak w serialach często jest: Poprzednio w...  Na początku spoko, ale jak pochłaniasz sezon w dwa dni to wkurza niemiłosiernie, bo ileż można o tym przypominać :D Pewnie w którymś tomie mnie szlag trafi, że ciągle mi to przypominają. Za to z perspektywy dziecka fajna sprawa, zwłaszcza, jak tomy wychodzą rzadko lub długo się na nie czeka. 

Tytuł: Jezioro Łez
Tytuł oryginału: The Lake of Tears
Autor: Emily Rodda
Seria: Pas Deltory. Tom 2
Liczba stron: 164
Format: TTS
Wydawnictwo: Egmont Polska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!

Copyright © Kasikowykurz , Blogger