W.I.T.C.H pochłonęłam jednym ciągiem i podejrzewam, że jeszcze do niego wrócę. Może to przez księżniczki, wróżki i cały ten bajkowy świat, bo nie oszukujmy się, że w środku wciąż jestem małą dziewczynką i chciałabym być księżniczką (ale miałabym smoka, jako zwierzątko domowe).
Ja po prostu takie bajki kocham i nic nie sprawi, że zmienię swoje zdanie. Do bajek mam sentyment, uwielbiam zawarte w nich morały i po prostu mam na ich punkcie świra. Nie ma chyba takiej, której nie widziałam, przynajmniej połowę z nich chętnie obejrzałabym jeszcze raz, a jak nie widziałam, to z chęcią nadrobię.
W drugiej serii mamy wszystko to, co w pierwszej, czyli wróżki, intrygi, złych bohaterów, potwory, a nawet więcej, bo nasze młode bohaterki wkraczają w wiek pierwszych miłości i romansów. No bo wiecie, czternaście to trudny wiek i w ogóle chłopcy wydają się taaaaacy fajni. Żartuję, nie wiem, w tym wieku chłopcy byli be. Zadziwia mnie to, że każda z nich znajduje chłopaka i każdy z tych chłopaków chodzi do tej samej szkoły (fenomem normalnie). Ale każdy z nich jest słodki i dobrze traktuje nasze wróżki, to mogę to wybaczyć.
Ogólnie bardziej mi się podoba kreska w tej serii, wciąż jestem oczarowana włosami Cornelii (jezuuuuu, chce takieeeee) i uwielbiam nowych bohaterów, ale...
Dobra, od początku. W Heatherfield pojawia się nowe zło, dawna strażniczka, władczyni Serca Kondrakaru, Nerissa, która sieje postrach wśród naszych bohaterek, włamując im się do snów. Do tego zniewoliła Matta i Pana Hugglesa (szmata, jak mogła) i zmieniła ich w swoich wojowników. Matta w Shagona, żywiącego się nienawiścią, a Hugglesa w Khora, żywiącego się gniewem. Tridart, czerpiący siłę z desperacji i strachu oraz Ember, karmiąca się bólem. Są to główni antagoniści tej serii i pokonanie ich zajmuje Strażniczkom większość odcinków.
Do walki z Nerissą nasze bohaterki uwalniają Fobosa i Cedricka (DEBILKI), którzy w ostatnich odcinkach odwracają się przeciwko nim (No debilki no) i w rezultacie w finałowych odcinkach walka toczy się nie przeciwko Neriisie, a Fobosowi, a właściwie Cedrickowi, który Fobosa zjadł (fajne rozwiązanie).
To, co mnie drażni, to fakt, że akcja jakby zatacza koło, bo pod koniec pierwszej serii pokonały Fobosa, żeby pod koniec drugiej znowu z nim walczyć. Wybrnęli z tego jednakże całkiem zacnie, biorąc pod uwagę plan działania, jaki obmyśliły Strażniczki (one serio mają 14 lat?!). Podobnie jak w pierwszej serii nie mam wrażenia niezakończonych wątków, mamy na końcu nawet coś w postaci epilogu, który rozwiera wszelkie wątpliwości :)
Ale muszę się przyznać, że jest jedna rzecz, której nienawidzę w W.I.T.C.H i która okropnie mnie wkurza, a mianowicie wypowiadane w KAŻDYM ODCINKU, czasem 2-3 razy słowo KWINTESENCJA (coś jaka Abrakadabra albo słynne Alohamora) i czy, do jasnej anielki, ona serio musi to mówić tak często?! Nawet M, który obejrzał ze mną ostatnie odcinki się mnie pyta po cholerę ona to tak często mówi. Ja nie wiem, ale psuło mi to radość z oglądania.
P.S: Na kanale YT, na którym oglądałam WITCH wyhaczyłam Tabalugę. :D
Tytuł: W.I.T.C.H: Czarodziejki.
Tytuł oryginału: W.I.T.C.H
Lata emisji: 2006-2006
Liczba odcinków: 26
Czas trwania: 22 minuty.
Stacja: Toon Disney
Stacja: Toon Disney
Można obejrzeć: tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!