To moje drugie spotkanie z Diane Chamberlain i tak, jak pierwsze jej przeczytana przeze mnie książka ogromnie mi się podobała i bawiłam się świetnie podczas jej lektury, tak tutaj miałam lekki problem, chociaż ostatecznie oceniam ją na plus.
Po pierwszych stronach spodziewałam się w sumie... bo ja wiem... historii o poświęceniu matki dla swojego dziecka, ale kiedy pojawił się wątek podróży w czasie poczułam się dziwnie. Carly żyje w 1970 roku. Jest młodą wdową, która właśnie dowiaduje się, że dziecko, które nosi pod sercem jest nieuleczalnie chore i najprawdopodobniej umrze kilka godzin po porodzie... Jest załamana, a na dodatek jej szwagier wyznaje jej prawdę o swojej przeszłości i przedstawia szalony plan uratowania jej córki.
Na szczęście zostało to poprowadzone bardzo zgrabnie i choć początkowo było to dla mnie dziwne, to szybko przeszłam nad tym do porządku dziennego, a fakt, że Carly nagle znalazła się w zupełnie innych nieznanych dla niej czasach podczas nowinek technologicznych jest opisany zaskakująco dobrze i adekwatnie (nie jest tak, że nic jej nie dziwi i nagle wszystko umie), co przyjęłam z ulgą, bo niekiedy autorzy zapominają, że ich bohaterowie wiele rzeczy widzą po raz pierwszy!
Środek książki męczy i jest przegadany. Okres po narodzinach córki do ostatniej podróży niesamowicie mnie zmęczył i co chwilę odkładałam książkę, nie mogąc przez niego przebrnąć. Rozumiem, co to miało na celu, ale moim zdaniem było zbyt przeciągnięte w czasie. Ostatecznie jestem zadowolona z tego, w jaki sposób potoczyła się historia Carly i choć niejednokrotnie łamie mi ona serce, jestem z niej niesamowicie dumna, bo jestem w stanie sobie wyobrazić, jak trudne musiało to dla niej być.
Męczący środek z całą mocą wynagrodziło mi zakończenie. Tego się nie spodziewałam i o matko boska, jakie to było emocjonalne! I satysfakcjonujące! Trochę słodko-gorzkie, bo z jednej strony straciła coś ogromnie cennego, ale z drugiej... Och, powiem tylko, że były łzy! Na pewno nie będzie to moja ulubiona historia, ale zdecydowanie zostanie ze mną na dłużej. Podejrzewam, że gdybym miała dzieci, odebrałabym ją zupełnie inaczej, ale mimo to trafiła w jakąś strunę w moim sercu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!