Z Siri Pettersen mamy taką relację, że ja jej książek w trakcie czytania nie lubię, ale doceniam je po czasie. Bańka to tak naprawdę moje czwarte spotkanie z autorką i potwierdza to, czego dowiedziałam się po lekturze trylogii Kruczych Pierścieni. Siri pisze książki w taki sposób, że dopiero po ich zakończeniu i poukładaniu w głowie własnych myśli jestem w stanie je docenić, a potem polecam na lewo i na prawo!
W Bańce poznajemy 12-letnią Kine, która nie jest taka, jak jej rówieśniczki. Jest dzieckiem złym na cały świat, skwaszonym i nieszczęśliwym. Jest dzieckiem, którego nie sposób polubić, ale w którym spokojnie znajdziecie cząstkę siebie. Kine uważa, że nikt jej nie rozumie, a koledzy z klasy są głupi niedojrzali, ma głupie przezwisko, musi śpiewać w chórze i mieszka w najgorszym mieście świata. Aż pewnego dnia staje się coś, co odmienia jej życie - znajduje szklaną bańkę, w której środki dotrzymuje jej towarzystwa brzydka, szmaciana lalka. Kine uznaje to za dar od losu i ucieka od całego świata.
Generalnie fabuła jest okropnie przewidywalna, ale wcale nie jest to minusem tej książki. Mocno przypomina Karolcię (klimatem, wątkiem), ale nie uważam tego za minus, bo nie są to takie same historie. To wrażenie rozmywa się bowiem dosyć szybko. Bańka opowiada o poznawaniu siebie, o radzeniu sobie z własnym negatywnym nastawieniem i docenieniem tego, co mamy tuż przed nosem.
Jest to historia mądra i potrzebna, którą można podsunąć dziecku, nastolatkowi, rodzicowi i dorosłemu czytelnikowi i założę się, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Ja może nie do końca polubiłam się z nią, nie udało mi się zaprzyjaźnić z główną bohaterką, ale poniekąd ją rozumiem, doceniam jej chęci i pod koniec książki nawet byłam z niej trochę dumna! A może jej nie lubię, bo bardzo przypomina mnie samą? też jest taka możliwość. Ale nie zmienia to faktu, że samą historię ogromnie doceniam, jestem wdzięczna, że powstała, bo w swoim życiu każdy z nas powinien przeczytać coś takiego i zastanowić się nad wieloma sprawami.
Jedyne, co mi przeszkadzało od samego początku to wiek bohaterów. Im dalej w las, tym bardziej mnie to uwierało, bo... tak się nie zachowują dwunastolatki. Może norweskie dzieci są inne, może są bardziej dojrzałe, ale czułam sie dziwnie z tym i prędzej dałabym im piętnaście, może szesnaście lat, ale na pewno nie dwanaście...
W skrócie mogę powiedzieć jedno: to historia, którą warto poznać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!