Big Burr to miasteczko, gdzie wszyscy się znają - a przynajmniej tak im się wydaje. Kiedy jednak zdobywa niechlubny tytuł "najbardziej homofobicznej miejscowości w Ameryce", a przyznająca go organizacja na dwa lata przysyła tam queerową grupę zadaniową do pracy u podstaw i edukowania lokalsów, rezultaty są nie do przewidzenia.
Jak tylko zobaczyłam tą książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać! Zanim zdążyłam się do niej zabrać, dotarło do mnie kilka słabszych opinii i trochę zaczęłam się martwić, ale powiedziałam sobie, że nie ma się czym przejmować i przekonam się na własnej skórze. Niestety już po kilkunastu stronach okazało się, że ja się z tymi opiniami zgadzam...
Powiedzmy sobie jedno - jako całość, książka wypada nieźle i gdy przestałam zwracać uwagę na zmieniające się co chwilę imiona, naprawdę udało mi się nią cieszyć. Ale właśnie tutaj leży jej największy problem - każdy "rozdział" to opowieść innego mieszkańca miasteczka i w rezultacie nie dostajemy spójnej historii, a zlepek opinii mieszkańców.
Treść - to coś, czego brakuje mi najbardziej. Przez cały czas odnosiłam wrażenie, że brakuje mi tu spójności, że każde z tych opowiadań urywa się, zanim na dobre jest w stanie się zacząć, co już bardzo zabolało przy pierwszym - urwane w momencie, w którym się rozkręciło i naprawdę brakowało mi tam dalszego wyjaśnienia i tak praktycznie jest z każdą historią! To forma jest tym, co zawiodło mnie tu najbardziej, bo to był materiał na naprawdę świetną historię, ale coś ewidentnie poszło ni tak i raczej dostaliśmy przerost formy nad treścią...
Rozumiem zamysł, rozumiem chęci, ale niestety nie mogę się zgodzić i nie przyznam, że jest to świetna historia, bo pozostawiła niedosyt. Same zmiany? No jakie zmiany, gdzie te zmiany? na zaledwie 280 stronach obserwujemy pierwszy rok, historię rok później i po dziesięciu latach, a ja nie odniosłam wrażenie, żeby coś się w tym mieście zmieniło, żeby ludzi się zmienili. Owszem, w ostatniej opowieści coś tam jest wspomniane, ale jest to zrobione po łebkach i autorka nawet nie daje nam szansy, aby przystanąć i się nad tym zastanowić, bo tak naprawdę nie ma nad czym...
Szkoda, bo oczekiwałam więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!