Ja i King chyba nie bardzo się lubimy. Staramy się polubić już od naprawdę wielu lat i przyznam szczerze, że mieliśmy genialny start (Hellou, Desperacja?) i co jakiś czas wracam z nową nadzieją, ale to niemal za każdym razem jest jak odbijanie się od ściany. Ale mimo to po paru latach podejmuję kolejną próbę. Zazwyczaj wygląda to tak, że narzekam, iż książka przez większość czasu jest ogromnie nudna, ale w pewnym momencie następuje jakiś przełom, który sprawia, że zapamiętuję ją na dłużej i - olaboga - wracam po kolejną!
Z Outsiderem problem polega na tym, że zanim przeczytałam książkę obejrzałam serial i... był o niebo lepszy. Serio. Miał klimat, miał dreszczyk emocji, miał to coś, co mnie przyciągało i kazało zostać i wymagał ode mnie pełnego skupienia i pewnie dlatego kompletnie nie potrafiłam się wgryźć w książkę i mimo posiadania papierowej wersji (dzięki, mamo!), po 14o stronach zrezygnowana przerzuciłam się na audiobook, ale nawet on nie uratował sytuacji.
Och, nie zrozumcie mnie źle, ja totalnie uwielbiam postać Outsidera i to najmocniejszy punkt tej historii, ale zanim do niego dotarliśmy to ja już byłam znudzona na maxa i nie potrafiłam się cieszyć tą historią. Holly, Ralph i w ogóle cała ta sprawa to coś, co mogło zostać naprawdę nieziemsko dobrą historią, bo to kawał dobrego materiału, ale ja chyba mam problem z piórem Kinga i sposobem, w jaki pisze swoje historie, bo jak dla mnie są zbyt opisowe, zbyt rozległe i zanim on łaskawie przejdzie do sedna to ja już umieram z nudów. Nawet nie pytajcie, ile razy miałam ochotę rzucić to w cholerę i nauczyć się robić DNFy, ale uparcie czekałam na wątki dotyczące Outsidera i chętnie poczytałam więcej o nim samym. Ale nie w taki sposób.Właściwie z każdą książką Kinga mam dokładnie taki sam problem... W tym przypadku jednak żałuję, że książka była przed serialem, bo byłaby spora szansa, że naprawdę mi się spodobała, ale jak widać sama skutecznie zaprzepaściłam sobie tą szansę (serial widziałam zresztą w tym roku, zaraz po tym, jak wyemitowali cały sezon). Dlatego osobiście z całego serca polecam, abyście darowali sobie produkcję HBO, jeśli chcecie zapoznać się z tą pozycją!
Doceniam pomysł, próbę wplecenia meksykańskich legend (chcę więcej!), zawiłą sprawę i naprawdę dobrze rozbudowanych bohaterów, tylko... Dlaczego to musi być po drodze takie cholernie nudne? Najśmieszniejsze jest to, że mimo, iż momentami miałam tej historii serdecznie dosyć, to zapamiętałam ją całą i raczej za szybko nie uda mi się jej zapomnieć. I właśnie dlatego, moi drodzy, ja do tego Kinga ciągle wracam.
A mnie się książka podobała, a serial nie bardzo. Nie dotrwałam do końca. Ale generalnie z książkami Kinga to różnie bywa. Jedne są dobre, inne niespecjalnie.
OdpowiedzUsuńNo i w punkt! Ja za Kingiem nie przepadam, ale nie potrafię skreślić, bo trafiłam na kilka naprawdę dobrych pozycji!
Usuń