Zoe Bentley, psycholog sądowy i konsultantka FBI uwielbia swój zawód i często pomaga w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych. Seryjny morderca dusi ofiary, balsamuje je i układa w takich pozach, aby wyglądały na żywe. Zoe Bentley i agent specjalny Tatum Gray pomagają lokalnej policji schwytać go, zanim dojdzie do kolejnej zbrodni. Zoe to prawdziwy miejski drapieżnik, nastawiona na sukces i na nim skupiona. Tatum zaś ma za nic cele czy zasady. Wspólnie zanurzają się w świat fantazji seryjnego mordercy, aby powstrzymać zagrożenie.
O chryste panie, jakie to było dobre i jakie to było potrzebne! Jakoś tak wyszło, że w 2021 roku praktycznie nie czytam kryminałów. Było trochę thrillerów, głównie psychologicznych, ale starych, dobrych kryminałów, najlepiej z seryjnymi mordercami w tle w tym roku praktycznie nie było. Co jest dziwne samo w sobie, bo ja je uwielbiam nad życie i nigdy od nich nie stroniłam. Dlatego z taką ochotą i radością przyjęłam ten konkretny tytuł i jak już zaczęłam - nie potrafiłam odłożyć!
Kojarzycie tytułową antropolog z serialu "Bones"? Mam wrażenie, że Zoe Bentley to ten sam typ. Słabo radzi sobie z ludźmi, jest beznadziejna w kontaktach personalnych, zawsze mówi to, co myśli i nigdy nie zastanawia się, jakie jej słowa będą miały konsekwencje. I nie rozumie, dlaczego ludzie obrażają się, gdy im docina, kiedy według niej mówi po prostu prawdę. Ale jest też bardzo oddana swojej pracy i młodszej siostry, która jest jej najbliższą rodziną. Ale jest coś, czego nie wiecie o Zoe. Kiedy miała czternaście lat stanęła twarzą w twarz z seryjnym mordercą. Tyle, że nikt jej nie uwierzył, a ten sam człowiek pojawia się przeszło dwadzieścia lat później w jej życiu. Tylko czy tym razem służby będą skłonne dać jej wiarę?
Zoe polubiłam już od samego początku, także jako czternastolatkę z obsesją na punkcie seryjnych morderców i musze przyznać, że jak na tak młodą osóbkę była cholernie zawzięta i nigdy nie dała się strącić z raz już obranego kursu. Jej partner z FBI - Tatum to z kolei materiał na zupełnie inną historię! Uwielbiam gościa, ale on tak kompletnie nie pasuje do Zoe (znowu przypominają mi się cudowne Bonesy!). Mam wrażenie, że jest trochę nadpobudliwy, nie ma w ogóle poszanowania do zasad i lubi działać na własną rękę - nie tylko miał przez to niezłe kłopoty, ale też sprawia to, że jakoś łatwiej mi go polubić. No i mieszka z 87-letnim dziadkiem (MARVIN TO MISZCZ <3) i kocim demonem o imieniu Freckle.
O ile ta dwójka zasługuje na moje uznanie, o tyle postacie drugoplanowe czyli Marvin i Freckle podbijają moje serce i dbają o to, żebym podczas gonitwy za mordercą nie raz i nie dwa wybuchnęła głośnym śmiechem. Dla mnie stanowią cudowną rozgrywkę (do tego wewnętrznie płaczę ze śmiechu, gdy Tatum aż telepie się ze złości na wieść, co znowu nawyczyniał jego dziadek), ale dla osoby o słabszych nerwach mogą być świetną odskocznią i sposobem na rozładowanie nerwów. Są po prostu cudowni.
Nie wiedziałam, jak bardzo potrzebuję takiej historii, dopóki jej nie rozpoczęłam. Już zdążyłam zacząć rugi tom, bo zakończenie pierwszego jest okropnym cliffhangerem i nie chciałabym czekać na nowy tom. Tam napięcie wrasta o jakieś milion procent i aż się prosi, żeby dowiedzieć się, jaki będzie ciąg dalszy! Pozostaje mi tylko liczyć na to, że drugi tom i każdy kolejny będą równie dobre!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!