W swoim życiu miałam trzy podejścia do komiksów. Jeden był przepiękny, ale miał tylko jeden tom. Drugi miał ich więcej, ale był do kitu i na długi czas komiksy porzuciłam. Aż ze wszystkich możliwych mediów zaatakował mnie Hearstopper, więc pomyslałam: a co mi tam. I przepadłam, w przepięknej historii o chłopcu. który poznaje chłopca.
Charlie ma szesnaście lat i otwarcie mówi o tym, że jest gejem, ale jest też okropnie samotny, bo nie zna nikogo innego ze swojej szkoły, kto podzielałby jego zainteresowania. Jego droga też nie była łatwa, bo zanim szkolni koledzy przyzwyczaili się do tej myśli i odnalazł swoją grupkę znajomych przeszedł przez piekło, dokuczanie i znęcanie się, które odcisnęło na nim piętno. Dodatkowo jest koszmarnie zabujany w szkolnej gwieździe rugby, hetero chłopaku Nicku. Na skutek usadzenia w tej samej ławce chłopcy bardzo się zaprzyjaźniają i krok po kroku okazuje się, że Nick tak nie do końca jest hetero, a Charlie nie jest mu obojętny.
Od samego początku moje serce należy do Charliego. Jest wierny sobie, szczery, prawdziwy, jest totalnym dziwakiem i odludkiem, ale w taki uroczy sposób. Bardzo nieśmiały, zamknięty w sobie, trzyma się grupki swoich sprawdzonych przyjaciół, których zna od lat. To ten typ osoby, którą chcesz objąć ramieniem, przytulić do piersi i chronić przed całym światem, ale gdy go poznasz trochę lepiej i zajrzysz za tą maskę nieśmiałości, to zakochujesz się bez pamięci, bo to najbardziej szczery i prostolinijny człowiek, jakiego znasz, a do tego jest lojalny i zrobi wszystko, żebyś był szczęśliwy.
Nick jest jego totalnym przeciwieństwem i początkowo jest na drugim planie, ale me też zupełnie inne problemy. Bo i ile Charlie doskonale wie, kim jest, to Nick dopiero to odkrywa, musi mierzyć się z akceptacją samego siebie, decyzjami, czy chce się ujawnić światu i problemami z rodzicami. W sumie rodzicem, bo mama Nicka to ten typ mamy, do której znajomi walą drzwiami i oknami, do której idziesz, gdy masz problem i wiesz, że zawsze możesz na nią liczyć. Kocham mamę Nicka.
Przez pierwsze dwa tomy większość dźwięków, jakie wydawałam to przeciągłe "oooooooh", nie mogłam zmazać uśmiechu z twarzy, a moje serducho przepełniała miłość i czułość. Dwa kolejne robią się już poważniejsze, choć wciąż są pełne turbo uroczych momentów. Kocham tą historię całym moim serduszkiem i wewnętrznie płaczę i krzyczę, bo muszę tyle czasu czekać na finałowy tom. Poza tym zakończenie czwartego tomu? Hellou, kto tak robi...
Ale to nie tylko przepiękna opowieść o pierwszej miłości. W tak, wydawałoby się, prostej formie mamy całą obsadę: jest gej, jest lesbijka, jest osoba trans, każda ze swoim bagażem emocjonalnym i ogromem wsparcia dla otoczenia i samych siebie (to jest cudowne!). Ale mamy też poruszone problemy homofobii, znęcania się w szkole, braku akceptacji, problemów z rodzicami (całą gamę!). Co więcej, Oseman także bardzo umiejętnie porusza problemy zdrowia psychicznego, zaburzeń odżywiania, sięgania po pomoc psychiatry i terapii. A wszystko to robi z ogromnym wyczuciem, szacunkiem i w żadnym momencie nie odczułam, że coś jest nie na miejscu, że coś zostało potraktowane po macoszemu albo żeby było wymuszone. Nie, to wszystko zostało nam podane na tacy okraszonej dużą dawką zrozumienia, ale przede wszystkim ze wszystkich stron bije wsparcie i miłość.
Nieważne, jakiej jesteście orientacji, tej historii nie sposób jest nie kochać. Pozostaje mi schować się i tęsknie wyczekiwać ostatniego tomu (zaprawdę powiadam, że do tego czasu zrobię reread) i polecać tą piękną historię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!