Czy może mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego ja się czasem boje fantasy? Skoro co druga książka wpada w mój gust, a ja zakochuję się jeśli nie w bohaterach, to w miastach, potworach albo światach. Książki Bretta znam właściwie od lat i nie zliczę, ile osób je zachwalało i polecało, a ja uparcie mówiłam nie i patrzyłam nieufnie na te intrygujące okładki. I czego tu się bać? Chryste, ja kocham demony i wszystko, co ma z nimi coś wspólnego, a to wcale nie jest trudna książka!
Ludzkość przeklina noc, bo w nocy, z Otchłani wychodzą demony. Potwory dziesiątkują ludność, wybijają osady, a przerażeni ludzie modlą się o kolejny dzień. W świecie, w którym nadzieja, wola walki i rycerskość nie istnieje dorasta trójka dzieci. Arlen przekonany, że największą przeszkodą jest strach, który nie boi się otchłańców i pragnie chronić swoich najbliższych. Leesha, której życie zostało zrujnowane przez jedno kłamstwo i która szkoli się pod czujnym okiem zielarki Bruny. I Rojer, którego los na zawsze odmienił wędrowny minstrel, wygrywając mu na skrzypkach skoczną melodię.
Tych troje bohaterów to trzy główne osie historii, które splatają się w drugiej części. Ja trochę pogubiła się w linii czasowej i nie umiem stwierdzić, ile właściwie każdy z nich ma lat, gdy wreszcie się spotykają, choć przyznaję, że niecierpliwie wyczekiwałam tego momentu. Ich szkolenia, czas kiedy byli dziećmi - chętnie się zapoznałam, choć przyznaję szczerze, że średnio mnie to interesowało. Myślę, że będę dużo bardziej zaangażowana w kolejnych tomach, kiedy każdy z nich jest dorosły i wreszcie zyskał konkretne cechy charakteru.
Bo właśnie to jest największa bolączka pierwszej części - kreacja bohaterów. Bo po za tym, że każdy z ich jest odważny i jaką profesją będzie się parał, nie umiem powiedzieć o nich nic więcej. Na początku oni po prostu są i dopiero, gdy stają się dorośli, można powiedzieć o nich nieco więcej, owija ich jakaś nić tajemnicy, a po ostatnich stronach śmiem twierdzić, że będzie się działo!
Sam świat jest stworzony prosto, nie ma za to zbyt wiele o Otchłani i same demony są potraktowane dość pobieżnie - liczę na to, że rozwinie się to w dalszych tomach, bo koncepcja szalenie mi się podoba. Wiedzieliście, że Malowany człowiek to debiut autora? Ja się dowiedziałam w trakcie i łagodniejszym okiem patrzę na tą historię, ale też ciężko mi się podtrzymać przed rzuceniem się w kolejne tomy. Poza tym nie oszukujmy się, że wzięłam się Cykl Demoniczny, bo okazało się, że bez niego nie przeczytam Pustynnego Księcia (ogromne spoilery tam soooo). I kurde, skoro tak dobrze zapowiada się pierwszy tom, to ja już zacieram rąsie na kolejne.
Ogromny plus za demony, za runy, za cały ten pomysł, bo to naprawdę intrygujący i dobry start. Nie jest to fantastyka najwyższych lotów, mam wyrażenie, że bliżej jej do młodzieżówek, ale ja się świetnie bawię i naprawdę podoba mi się to, co dostałam.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń