O jeny, jakie to było fajne! Pamiętam, jaki szał był na całą serię i jak bardzo wszyscy się zaczytywali, a ja wtedy podchodziłam jaj pies do jeża i twierdziłam, że jak coś jest tak popularne to nie może być fajne. I już rozumiem te wszystkie zachwyty, bo ja przez tą książkę praktycznie przeleciałam i nie było żadnego momentu, w którym bym się nudziła albo miałabym jej serdecznie dosyć, a to ostatnimi czasy praktycznie mi się nie zdarza.
Ryiah to piętnastolatka, która rozpoczyna szkolenie wraz z bratem bliźniakiem w Akademii Magii. Tyle że o ile on przejawia naturalny talent do magii, ona musi w swoje szkolenie włożyć o wiele więcej pracy, bo wydaje się, że nie ma ani naturalnego talentu, ani odpowiedniej siły woli, by przeżyć katorżnicze szkolenie. A do tego uwziął się na niej przystojny następca tronu, jego świta i wszyscy nauczyciele.
Tak, jest schematyczna, przyznaję, ale nie przeszkadza mi to. Tak naprawdę już po pierwszym tomie jestem w stanie się domyślić, jak potoczy się cała historia, ale nie odbiera mi to w ogóle radości ze słuchania. Wręcz przeciwnie, jest to dla mnie jakiś komfort, bo nie muszę się nie wiadomo jak skupiać, tylko zwyczajnie dobrze się bawić i właśnie tego w tym momencie potrzebuję!
Bohaterowie są fajni, akcja leci szybko, trening choć okropny, sprawia mi mnóstwo frajdy, bo ja po prostu lubię takie motywy. Plot twist na końcu dość przewidywalny, ale mimo to cholernie satysfakcjonujący! To ten rodzaj fantastyki, że albo kompletnie wam nie przypadnie do gustu właśnie ze względu na tą schematyczność, alb wsiąknięcie w nią raz dwa, jak ja, bo w chwili gdy piszę te słowa już zaczęłam drugi tom!
Mam tylko nadzieję, że utrzyma moje zainteresowanie i następne będą równie fajne, co pierwszy, bo póki co naprawdę świetnie się bawię!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!