Kiedy sięgałam po pierwszy tom, nie miałam pojęcia, jak bardzo wsiąknę w tą historię. Z drugiej strony mogłam się tego spodziewać, bo baśnie to coś, co w moim sercu ma swoje specjalne miejsce i jest to temat, który nigdy mi się nie znudzi. Tym bardziej, że Soman Chainani daje nam zupełnie inne spojrzenie na znane i lubiane historie. Z góry przepraszam za spoilery!
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co dzieje się po zakończeniu baśni, gdy już padną magiczne słowa "I żyli długo i szczęśliwie", księżniczka odnajduje swojego księcia i odjeżdżają na koniu ku zachodzącemu słońcu. No z tym koniem to może przesadzam, ale wiadomo, o co chodzi. Dla Agaty i Todrosa (przepraszam, książę, ale po trzech tomach wciąż nie pamiętam twojego imienia!) wspólne życie wcale nie jest takie różowe, a przebywanie ze sobą cały dzień, kiedy nie trzeba ratować całego świata okazuje się... trudne.
Zamknięci w czterech ścianach uświadamiają sobie, że z każdym dniem nie lubią się coraz bardziej i wspólnie dochodzą do wniosku, że... tęsknią za Sophią. Mają przeczucie, że ich historia jeszcze się nie zakończyła i mają rację - Baśniarz nie zakończył ich historii, co więcej okazuje się, że być może nigdy nie zobaczą szczęśliwego zakończenia.
Podobał mi się taki zwrot akcji, bo ostatecznie bardzo polubiłam czarownicę Sophię i miałam nadzieję, że jeszcze ją zobaczę. Wszystko się pokomplikowało, a nasi bohaterowie na nowo muszą walczyć o swoje szczęśliwe zakończenie.
Nie mogę powiedzieć zbyt wiele, żeby nie rzucić jeszcze więcej spoilerów, ale ostatecznie cieszę się z tego, w jaki sposób potoczyła się historia i jakie zakończenia wybrali dla siebie bohaterowie. Poza tym to dobry przekaz, że nie każda księżniczka potrzebuje do szczęścia księcia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!