Zdecydowanie nie jest to moja ulubiona książka Shen, ale motyw narzeczonych na niby nigdy nie był moim ulubionych, a moim zdaniem to, co robi tutaj Chase jest idiotyczne. Ale w sumie i sam Chase to rozgarniętych emocjonalnie osób od początku nie należy, to raczej ten typ buca, któremu najchętniej strzeliłoby się w twarz z sam wredny uśmiech i bezczelne komentarze + trzymałoby się od niego jak najdalej. I nie będę kłamać, na początku ta książka mi się nie podobała i nie uśmiechałam się chyba aż do jakichś 70%. Przyznaję, że z czystego lenistwa nie wyłączyłam audiobooka, bo nie chciało mi się szukać nic innego, ale ostatecznie końcówka wynagrodziła mi wszystko i dostałam to, co w książkach Shen tak bardzo lubię!
Męczennica Maddie, bo tak od początku wszyscy na nią mówią moim zdaniem dostała dokładnie to, na co zasłużyła. Kto, no proszę kto, o zdrowych zmysłach zgadza się udawać narzeczoną byłego chłopaka, który cię zdradził i roztrzaskał twoje serce na milion kawałków? I jeszcze pyta się obecnego chłopaka o zgodę na taki układ. Och, trzymajcie mnie, ale na początku naprawdę miałam ochotę walnąć głową o biurko, tak absurdalne to wszystko było.
Fakt, że Chase jest absurdalnie bogatym i przystojnym facetem z funduszem powierniczym i rodzinną firmą do odziedziczenia nie ma tu nic do rzeczy, bo jest totalnym bucem, chamem i był święcie przekonany, że Maddie wróci do niego w podskokach jak dobrze wytresowany piesek. Ale mocno się zdziwił, bo nie dość, że tego nie zrobiła, na układ zgodziła się tylko dlatego, że ojciec Chase'a umiera i chcą dostarczyć mu trochę radości przed śmiercią. na dodatek Maddie w końcu wyraża swoje zdanie, pyskuje chłopakowi i stawia na swoim.Mamy tu klasyczny motyw: nie docenisz tego, co masz, dopóki nie dość, że tego nie stracisz, to jeszcze jak spróbujesz odzyskać pokaże ci środkowy palec. Dosłownie. I choć wiele rzeczy było skrajnie głupich, cały ten układ powinien szlag trafić już w momencie gdy padło pierwsze pytanie, to jednak gdy oboje w końcu zaczęli się zmieniać, otwierać i pokazywać swoje prawdziwe wnętrze ja też pękłam, bo uwielbiam takie motywy. Ich przekomarzania SMS-owe dostarczyły mi mnóstwo uśmiechu, a obserwowanie Chase'a, który w końcu otwiera zlodowaciałe serce i przyznaje, że może był w błędzie (serio, chłopie?) sprawiło, że i moje serce się rozpłynęło i ostatecznie pokochało bohaterów.
Końcówka to już totalne jechanie na emocjach, przyznaję, ale dałam się podejść i rozpłynęłam się już do końca, choć po czasie zostaje jednak trochę irytacji.
Tytuł oryginału: The devil wears black
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!