Och okay, więc sprawa wygląda tak. Dawno dawno temu, gdzieś w czasach podejrzewam gimnazjalnych trafiłam na "Kosmiczny dom Larklight" i mimo, że już dziś nic z tej książki nie pamiętam, zapałałam miłością do autora i pamiętam, że w trakcie świetnie się bawiłam! Potem były Zabójcze Maszyny - pierwszy tom, który jest jednym z moich ulubieńców i coraz gorsze kolejne. Ale jestem człowiekiem o oślim uporze i nie dałam się, więc przychodzi czas na Gobliny!
I cóż. Nie będę kłamać, że na początku nie przypadliśmy sobie do gustu. Odbiłam się od początku i poszłam sobie w siną dal na długo, nie wiedząc, czy coś z tego będzie. Ale im więcej czasu mijało, tym mnie coraz bardziej ciągnęło z powrotem i w końcu jestem, pukam po raz kolejny do tych samych drzwi i mam nadzieję, że tym razem się uda.
No i się udało! Nie zostaniemy przyjaciółmi aż po grób, ale kilkukrotnie się uśmiałam, a Skarper to naprawdę kawał porządnego goblina, z którym żadna przygoda nie jest straszna. I choć brzydki jak noc, to jest naprawdę uroczym stworzonkiem i w pewnym momencie nawet zaczęłam mu kibicować.
Nie jest to książka idealna, choć ma klimat starych baśni braci Grimm, które tak bardzo lubię. No i powiedzcie mi, czy znacie jakąś inną historię, w której głównym bohaterem jest goblin? Ja nie, więc tym bardziej na plus! Syn serowara, który mu towarzyszył w tejże podróży, piękny młodzieniec, którego marzeniem jest zostać Bohaterem przez duże B również dostarczył mi mnóstwa zabawy, podobało mi się, jak rozwinął się ten wątek.
Mam wrażenie, że Reeve garściami czerpie z motywów, które doskonale znamy, a do tego okrasza je sporą dawką dobrego humoru. Gdybyśmy się od początku polubili, zapewne moja ocena byłaby zupełnie inna, a tak pierwsza połowa szła mi dość opornie, za to ta druga już bardziej mi się przypodobała. Skarper, kochany, widzimy się w drugim tomie! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!