Gujcio nie od razu do mnie przemówił. Bardzo dobrze zaczęliśmy, ale potem coś się stało i odłożyłam ją na przeszło dwa miesiące. Nie dlatego, że była zła. raczej dlatego, że w tamtym momencie zupełnie inne książki za mną chodziły i kończenie jej wówczas sprawiłoby tylko tyle, że odrzuciłabym ją. I przerwa dobrze nam zrobiła, wróciłam z uśmiechem i byłam w stanie przyjąć całą jej cudowność.
Bo to naprawdę piękna historia. Patrick dawno odsunął się od rodziny, zamknął w czterech ścianach swojego domu i wspomina dawne czasy, kiedy był wziętym aktorem. Wmawia sobie, że jego życie jest kompletne, ale wszystko wywraca się do góry nogami, kiedy umiera żona jego brata, brat trafia na odwyk, a on dostaje pod opiekę dwoje zdezorientowanych, przeokropnie smutnych dzieci. Wspominałam, że Patrick nie cierpi dzieci?
To przede wszystkim historia o radzeniu sobie z żałobą i demonami przeszłości i cudownie jest obserwować, jak cała trójka wzajemnie na siebie oddziałuje i pomagają sobie przetrwać najgorsze chwile, znów uczy się śmiać i doceniać drobne gesty. Ale to też historia o rodzinie, takiej trochę niekonwencjonalnej, trochę popsutej, ale pełnej miłości i wiary w lepsze jutro.
Przyznaję, początek jest trochę smętny i ta atmosfera smutku i niezrozumienia utrzymuje się całkiem długo, ale jest potrzebna. Druga połowa za to nieraz doprowadziła mnie do śmiechu, relacja Patricka i dzieci jest urocza, pełna drobnych błędów, nieporozumień, ale też wdzięku i czułości. Jest prawdziwa. Były też takie momenty, na których się wzruszyłam i na pewno będę wspominać tą książkę z uśmiechem i tak szybko o niej nie zapomnę :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!