Jeśli dotarliście tak daleko, jesteście po prostu fanami Cartera, bo to już jedenasta książka o przygodach detektywów Huntera i Garcii. Ja poznałam ich zaledwie dwa lata temu, ale bardzo szybko nadrobiłam wszystkie tomy i z niecierpliwością czekałam na następne. Jedyne, co mi się nie podobało, to lektor czytający książkę, który swoja narracją sprawiał, że były takie momenty, że chciałam rzucić to w cholerę.
Los Angeles, 5 grudnia – trzy tygodnie do Bożego Narodzenia. Angela Wood, mistrzyni sztuki złodziejstwa kieszonkowego, właśnie podlicza swój łup. Sześćset osiemdziesiąt siedem dolarów – całkiem niezły wynik jak na niecałe piętnaście minut pracy. Kiedy świętuje przy drinku zakończenie pomyślnej dniówki, przypadkiem zauważa, jak jeden z klientów baru traktuje opryskliwie starszego człowieka. Postanawia dać mu nauczkę i kradnie jego elegancką skórzaną aktówkę. W środku nie ma pieniędzy ani laptopa… niczego wartościowego, w każdym razie dla Angeli. Tylko oprawiony w czarną skórę notatnik, zaskakująco ciężki. Ciekawość zwycięża i w zaciszu swojego mieszkania Angela szybko kartkuje nową zdobycz. Wtedy zaczyna się najgorszy koszmar jej życia.
Angela jest fajna bohaterką i powiewem świeżości, bo dużą część historii poznajemy z jej perspektywy. Jest młoda, inteligentna, nie daje się zastraszyć i ma łeb na karku. To taka łebska babka, którą zdecydowanie chcielibyście mieć po swojej stronie. Ma też ciekawy "zawód", bo jest kieszonkowcem, ale z kompasem moralnym. Wypada ciekawie, a ja bardzo lubię jej momenty z Hunterem, bo miałam wrażenie, że mogłabym stanowić ciekawe uzupełnienie detektywa, ale w sensie zawodowym, absolutnie nie romantycznym.
Już od paru tomów jest taka śmieszna sytuacja, że Garcia mocno schodzi na dalszy plan i trochę za nim tęsknię. Nie wiem, z czego to wynika, ale brakuje mi go, jest jakby tłem historii. Niby wiemy, że towarzyszy Hunterowi, ale jednak jakby go nie było. No nic, zobaczymy jak to się rozwinie.
Co do lektora - niestety kompletnie nie przypadł mi do gustu. Jego tonacja sprawiała, że wypowiedzi bohaterów brzmiały źle, jak typowe chłopaki spod blokowiska. Odczuwało się to tak, jakby jeden był super poważny i rozmawiał z debilem, co niesamowicie ciężko się słuchało. Zwłaszcza miałam takie wrażenie w odniesieniu do Carlosa i Angeli. Coś okropnego... Ostatnio trafiłam na kilka naprawdę świetnych audiobooków, dlatego przy tym boli to jakoś bardziej...
Generalnie co mogę Wam powiedzieć - ja Cartera uwielbiam, choć nie mogę powiedzieć, żeby ta książka była jakoś wybitnie odkrywcza. Carter nie zawodzi i daje nam to, czego oczekujemy. Może nie jest tak krwawo, jak zwykle (może tu tkwi problem), może jest jakoś spokojniej (może to i dobrze), ale za to ogromnie podoba mi się postać mordercy, jest świetnie napisana i motyw z darknetem - tego akurat mogłoby być więcej!
No ja tam polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!