Pierwsza książka Weroniki Łodygi w ogóle nie znajdowała się w zakresie moich zainteresowań, ale ogromnie się cieszę, że jednak po nią sięgnęłam. Podobała mi się ogromnie, dlatego wieść o kolejnej przyjęłam z uśmiechem i byłam pewna, że ją przeczytam. Ostatecznie przesłuchałam, bo choć nie miałam tego w planach, totalnie kupił mnie lektor!
Zacznijmy jednak od początku. Angst with happy ending skupia się na postaci Aleksa - siedemnastolatka, który idealny nie jest, ma problemy z akceptacją samego siebie i biernie przygląda się temu, co dzieje się dookoła niego. W intrenecie poznaje Yuki, z którą doskonale się dogaduje, ale gdy dochodzi do spotkania, okazuje się, że Yuki to niziutki, bardzo niepewny siebie i cichutki Benjamim. Mimo początkowych niechęci, miedzy chłopakami wyrasta jakaś niewypowiedziana więź i oboje ogromnie dużo uczą się od siebie.
I mam wrażenie, że właśnie o tym jest ta książka. Aleks to przeciętny, typowy nastolatek - nie umie dogadać się z rodzicami, ciężko zyskać mu przyjaciół, a problemy innych go nie dotyczą. Owszem, próbowałam, reagował, ale nie dało to żadnych efektów, więc odpuścił. To absolutnie nie jest romans, więc jeśli takowego się spodziewaliście - jesteście w złym miejscu.
Trochę nie rozumiem zarzutów kierowanych w stronę tej książki. Nie odczułam, aby w którymś momencie Aleks był homofobiczny - jest normalnym człowiekiem, który totalnie nie orientuje się w tym temacie, czasem rzuci jakimś głupim tekstem i wyśmiewa różowe puchate sweterki (no to JEST śmieszne) i czy to czyni z niego homofoba? No nie, to tylko ukazuje go jako człowieka i pewnie nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że taka jest większość z nas. Każdy z nas skomentuje głupi ubiór, laskę z pośladkami na wierzchu i faceta w za krótkich, obcisłych spodniach, wyhaczy kontem oka inny kolor skóry czy odwróci się słysząc obcy język. To normalne.
Ja osobiście kompletnie nie orientuje się w tych wszystkich LGBT i milionie innych literek, nie śledzę (nawet nie próbuję) i nie lubię, wręcz denerwuje mnie, gdy w każdym serialu/filmu widzę wciskany na siłę wątek różnych orientacji. Lubię, gdy są one naturalnie, niewymuszone i uwierzcie mi, że to widać, gdy starają się to robić na siłę, czuję się momentami atakowana, a od jakiegoś czasu mam wrażenie, że to podpada wręcz pod jakąś modę. I nie, nie czyni to ze mnie homofoba (raczej jest to kwestia obrazu kreowanego przed media). Nie obchodzi mnie, kim jesteś, albo za kogo się uważasz, dopóki nie wchodzisz z butami w moje życie. Drażni mnie po prostu takie przerysowanie, czy to w filmach czy w prawdziwym życiu. Takie wymachiwanie rączkami, przerysowane gesty, takie bycie nad wyraz. Po co?
Wracając do książki. Osobiście nie lubię Benjamina. Wydaje mi się taki mega nijaki, ginie w historii, przez większość czasu niby jest, ale jednak go nie ma. Wątek ze skarpetkami świetny, momentami idealnie rozładowuje napięcie. Relacja Aleksa i Benjamina jest urocza, podoba mi się, że nie zostali przyjaciółmi od pierwszego wejrzenia, tylko musiało to chwilę potrwać, musieli przetrawić, że ich wyobrażenie internetowe nie równają się z tym, co zobaczyli na żywo. Wypada to naturalnie i prawdziwie.
Ciężko mi powiedzieć, czy ta historia podoba mi się bardziej niż poprzednia - na pewno jest zupełnie inna. Tu również wiele razy się śmiałam, uśmiechałam pod nosem, czasami było mi przykro, ale też ogromną robotę robił lektor - czytał Marcin Franc (możecie go kojarzyć, polski dubbing Jaska z Wiedźmina chociażby!), młody chłopak mężczyzna, (ło, jest w moim wieku, nie taki młody :D) który dobrze wczuł się w historię i ją oddał. Dzięki temu faktycznie miałam wrażenie, że historię opowiada nastolatek. Kompletnie się tego nie spodziewałam (nie sprawdzałam), a było to mega pozytywne zaskoczenie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!