Roxanne Giselle Logan, zwana Roxie, miała prosty plan na dorosłe życie: szafa pełna markowych ciuchów i wysoki stołek w znanej korporacji, której korytarzami przechadzałaby się, wzbudzając zachwyt kolegów i zazdrość koleżanek. Niestety, dorosłość, w której obudziła się dziesięć lat po skończeniu college’u, wygląda zupełnie inaczej... Roxie ma wprawdzie buty od Manolo Blahnika i modne fatałaszki, ale nie zrobiła ani zawodowej kariery, ani nie podbiła serca milionera. Zamiast tego tkwi w nieudanym związku z drobnym krętaczem Billym Flynnem, który obiecał jej złote góry i rezydencję z bajki. Nie dość, że nie dotrzymał słowa, to jeszcze młotem rozwalił drzwi do loftu dziewczyny, gdy ta po raz setny usiłowała z nim zerwać. Miarka się przebrała. Idąc za radą rodziny i przyjaciół Roxie próbuje się wyrwać z toksycznego związku. Pretekstem do ucieczki przed szemranym facetem staje się krucjata w poszukiwaniu wujka, który przed laty zerwał kontakty z rodziną. Roxie postanawia upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu: odnaleźć krewnego i uciec raz na zawsze od Billy’ego.
Są tacy bohaterowie, do których wracam z uśmiechem na ustach i witam ich z otwartymi ramionami i których chętnie zaprosiłabym do własnego domu. No w tym ostatnim przypadku to do cudzego, bo każde spotkanie z nimi kończy się postrzałem, porwaniem albo co najmniej awanturą i bójką.
Kiedy zaczęłam tą serię, na rynku dostępny był tylko pierwszy tom, a jakoś szczególnie nie śledziłam kolejnych, na chwilę kompletnie o tym zapomniałam i zanim się zorientowałam, było ich już pięć! Na ten moment ogromnie się cieszę, bo ponowne wskoczenie w ten świat sprawia mi ogromną radochę, a każdy następny tom sprawia równie dużo śmiechu i radości. Uwielbiam te postrzelone dziewczyny i z zapartym tchem śledzę ich kłopoty i zastanawiam się, w jakie bagno wpadną tym razem.
Uwielbiam pióro Ashley - jest lekkie, cechuje się ona ogromnym poczuciem humoru, które idealnie trafia w mój gust i zawsze jest w stanie mnie rozśmieszyć, przez co czasami siedzę i cieszę się do siebie jak głupia, ale na szczęście M już przestał reagować i nie zwraca uwagi na moje debilne miny ;). Gdy tak teraz o tym myślę - ta seria strasznie przypomina mi Miłość na kołku Kerrelyn Spark, którą czytałam lata temu, a do której nagle zapragnęłam wrócić. Choć tutaj jest zdecydowanie więcej broni, a mniej kłów!
Co tu dużo mówić - to seria dla mnie i muszę się powstrzymywać, żeby od razu nie wskoczyć w kolejny tom i nie poznać kolejnej pary, a korci mnie okropnie. Nie chcę jednak, żeby ta przygoda za szybko się skończyła i zachowuję je na gorsze dni, kiedy potrzebuję dużo śmiechu. Póki co sprawdza się doskonale!
Zachęcająca recenzja. Nie znam tych książek, ale opis tego tomu mi się podoba.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ta serię chwilowo :D
UsuńJestem z ciebie dumna! Nie sądziłam że w tym roku przeczytasz tyle romansów :D Oby tak dalej i koniecznie musisz sięgnąć bo Złączonych - Cora Reilly
OdpowiedzUsuńJa też, ale musze przyznać, ze wkręciłam się mocno.
UsuńCorę Reilly też mam na liście, ale chyba muszę skończyć kilka serii, bo ostatnio zaczęłam ogrom i zaczyna mnie to przerażać :D