Zanim pokochałam Deana DiLaurentisa na skutek pomylenia tomów zakochałam się w jego siostrze i przeczytanie „Podboju” sprawia, że wydarzenia z „Pościgu” wreszcie mają sens i jestem w stanie umiejscowić je w linii czasowej. Polecam jednak czytać w kolejności i nie mieszać serii!
Już od pierwszej strony pierwszego tomu jestem fanką tej serii i z każdym kolejnym tomem umacniam się w przekonaniu, że cokolwiek autorka napisze, ja od razu pobiegnę, żeby to przeczytać! Do tej pory nie bardzo lubiłam Deana, ale prawda jest taka, że nie dostał szansy, aby zaprezentować swoją drugą stronę osobowości i widzieliśmy tylko to, co sam chciał nam pokazać - powierzchowność. Dlatego tym bardziej ekscytujące jest odkrywanie go razem z Allie!
Ale ten tom to nie tylko radość i ekscytacja. Ten tom w pewnym momencie wymierza nam policzek i przypomina, że życie jest brutalne i nie zawsze jest cukierkowo. To tom, w którym nasze serce zostaje brutalnie zgniecione i musimy uporać się z szarą rzeczywistością. To wydarzenia, których nie cierpię, a które są wspominane jeszcze długo potem.
O dziwo mam tez wrażenie, że ten najgłośniejszy, najbardziej rozbrykany z chłopaków ma tez najspokojniejszą historię (poza tym jednym momentem), ale może o to właśnie chodziło. Bo tym razem nie otwieramy pudełka z niespodzianką, ale obserwujemy spektakularną przemianę i odkrywamy, że spokojny tryb życia i ta jedna właściwa osoba to niekiedy wszytko, czego tak naprawdę potrzebujemy do szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!