W tym roku jedno jest pewne: nie boję się nowych autorów. Jak nigdy. Powiem nawet inaczej. Ja wręcz pożądam nowych autorów, ciągle wyszukuje nowych nazwisk i witam je z przyjemnością w szeregach i w większości przypadków są to wybory trafne. Zwłaszcza poszukuję nowych nazwisk wśród autorek romansów. Byłam już na uniwerkach, wśród hokeistów, futbolistów, na imprezach, w biurach prawniczych... A dzięki Katy Evans wylądowałam w środowisku... undergroundowego boksingu! Chociaż boks jako taki nigdy mnie nie interesował, to jako temat w książkach? Poproszę więcej.
Remington Tate to nazwisko, które kojarzy każdy fan boksu. Jest umięśniony, utalentowany i pożąda go każda kobieta na ziemi. Ale skrywa też w sobie wiele tajemnic, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Co kryje się za obliczem bezwzględnego boksera? O tym ma się przekonać Brooke. Kobieta, której marzenia sportowe umarły wraz z pękniętym kolanem, która widząc po raz pierwszy Remy'ego jest przekonana, że będzie to numerek na jedną noc... A zostaje jego osobistą rehabilitantką sportową.
Zaczęłam pierwszą część na całkowitym spontanie, a skończyło się na tym, że tego samego dnia ją skończyłam i od razu zaczęłam drugą, bo musiałam już wiedzieć, jak ta historia się zakończy. Obie historie rozpalają, pochłaniają i nie pozwalają się odłożyć chociaż na moment (przez to skakałam między ebookiem, a audio, w zależności gdzie w danym momencie się znajdowałam). W tej historii uwielbiam wszystko, pochłonęła mnie bez reszty i gdyby to ode mnie zależało już byłabym w szóstym tomie, ale nie chcę przedobrzyć i obrzydzić sobie historii.
Uwielbiam przede wszystkim postać Remingtona Tate'a. To nie jest bezduszny bokser, Evans wcisnęła tak wiele w tego bohatera i powoli odkrywa przed nami karty, a my stopniowo łączymy kropki w całokształt bohatera. I bardzo podoba mi się to, co widzę, tą osobę, która skrywa się za seksapilem, pożądaniem i górą mięśni i to ona dużo bardziej mnie obchodzi.
Ja zwyczajnie uwielbiam takie historie i wybaczam im bardzo dużo, ale nawet ja mam swoje granice wytrzymałości i tutaj niestety kuleje słownictwo. "Moja płeć"? "Jego długość"? W takich momentach trudno uwierzyć, że ona ma 24, a on bodajże 26, a powtarza się to na tyle często, że bolą oczy, a do tego uszy. I choć do tej pory miałam dużo szczęścia i takie idiotyczne określenia mnie omijały, aż zaczęłam się zastanawiać, ile lat miała autorka, gdy pisała te książki i dlaczego nikt tam w redakcji nie kazał jej tego zmienić, bo brzmi okropnie...
Już zacieram rąsie, żeby zabrać się za kolejne tomy i wrócić do moich bohaterów :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!