Podeszłam do tej książki bez kompletnej jej znajomości i jedyne, co miałam z tyłu głowy, to fakt, że swego czasu był na nią ogromny szał i że czyta ją Marcin Franc. Tak naprawdę to ta ostatnia kwestia zadecydowała, że rzuciłam wszystko i zaczęłam ta konkretną pozycję. I to był strzał w dziesiątkę!
Nie spodziewałam się niczego, naprawdę nie miałam bladego pojęcia, ale to co dostałam okazało się czymś więcej. To przede wszystkim romans osadzony w realiach XIX-wiecznej Anglii, ale też powieść przygodowa, której spora część dzieje się na statkach. Chwilami przezabawna, czasami okropnie smutna, porusza ogrom ważnych tematów.
Monty, który jest głównym bohaterem tej powieści, jest człowiekiem na skraju dorosłości, od którego wymaga się, że pewnego dnia stanie się szanowanym i poważnym lordem, ale póki co jest rozczarowaniem dla swojego ojca, który grozi mu wydziedziczeniem. A jedyne, czego pragnie Monty to rozkochać w sobie swego najlepszego przyjaciela, którego kocha od zawsze, a który towarzyszy mu w podróży. Póki co Percy raz po raz ratuje go z tarapatów i nie wiedzieć czemu wciąz stoi po jego stronie, mimo, że Monty zachowuje się jak ostatni dupek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!