Wspominałam już parę razy, że powroty do autorów mi nie wychodzą. A przynajmniej do tych, którymi zachwycałam się za lat nastoletnich. Musso to kolejny autor po Picoult i Sparksie, do którego wróciłam po wielu latach i o matko, jaka ta książka była idiotyczna.
Dwoje nieznajomych budzi się pewnego dnia w samym centrum Central Parku. Bez dokumentów, bez wspomnień, za to z kilkoma poszlakami, dokąd mają się udać. Bardzo, ale to bardzo długo nie mogłam przebrnąć przez tą książkę, bo pomysł wwiezienia dwójki dorosłych osób, z czego jedna jest policjantem do USA bez ich wiedzy w XXI wieku jest po prostu dla mnie tak idiotyczny i nieprawdopodobny, że blisko było do rzucania książką. Choć słuchałam w audio, więc byłoby to ciężkie. Nie byłam w stanie słuchać dłużej niż pół godziny na raz, bo poziom mojej frustracji był zbyt wielki.
Dopiero ta druga połowa, a tak naprawdę ostatnia 1/3 nabrała sensu i była ciekawa, ale to wciąż za mało, aby książka zyskała w moich oczach. Choć muszę przyznać, że finalnie mi się to podobało i na pewno podobałoby się o wiele bardziej, gdyby początek był zupełnie inny, bo takie rozwiązanie po prostu mi nie pykło i zamiast radości odczuwałam frustrację.
Sami bohaterowie - nie polubiłam się z nimi. Pod koniec zyskałam trochę sympatii do kobiecej bohaterki, ale nie pamiętam jej imienia, i jej historia to chyba najmocniejszy punkt tej historii. Plot twist, który otrzymaliśmy na samym końcu? Szok i niedowierzanie, to było genialne, ale czemu ten początek taki zły? Finalnie stanęło na 2.5 gwiazdki, bo mimo najszczerszych chęci nie udało mi się zatrzeć złego wrażenia z początku. Szkoda, bo ta końcówka była naprawdę niezła!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawiając komentarz uzdrawiasz jedną magiczną istotę. Zostaw po sobie ślad!